Często, gdy jesteśmy świadkami wielkich sukcesów czy spektakularnych zwycięstw, na myśl przychodzą nam trenerzy czy nauczyciele. Myślimy o nich jak o jednych z głównych autorów medali czy pucharów. Jak o nieodzownym elemencie układanki, nie tylko tej sportowej.
Zapominamy gdzieś po drodze o tych najwierniejszych kibicach. O świadkach pierwszych łez smutku po przegranej, łez radości po zwycięstwie. Często to ich determinacja i zdolność do poświęcenia stoją za sukcesem. O kim mowa? Oczywiście o rodzicach. O mamie i tacie.
Wszyscy znamy zapalonych kibiców. Którzy mają już rozplanowaną ze szczegółami karierę dla swojego syna, a on nawet nie nauczył się jeszcze chodzić. Gdy maluch jako tako stoi na nogach i nie przewraca się, biegnąc po prostej drodze, dumny tata kupuje mu pierwszą piłkę, a gdy chłopiec osiągnie odpowiedni wiek, zapisuje go do piłkarskiej szkółki. Potem wozi na treningi, kibicuje na każdym meczu. Chłopiec przechodzi przez kolejne kategorie wiekowe, zostaje zauważony przez skautów z dobrego klubu i określony jako talent. Dochodzi do transferu, pod okiem fachowców wzrastają jego umiejętności i technika. I wreszcie po kilku latach spełniają się marzenia - ten sam chłopiec, którego w deszczu i słońcu tata woził na treningi, motywował i pocieszał po przegranej, zakłada koszulkę reprezentacji. To nie tylko zasługa chłopca. To także determinacja rodziców zaprowadziła go na szczyt, ich wiara w jego sukces.
Takie przykłady opisywać można w nieskończoność. Czasem nie zdajemy sobie sprawy, ile wyrzeczeń kosztuje rodziców sportowy sukces dziecka. Ile czasu trzeba na to poświęcić. Wiele jest takich przypadków, gdy rodzice na początku wręcz zmuszali dziecko do treningów. Był płacz i był bunt. Aż wreszcie coś zaskoczyło i dziś jest to zawód, pasja, po prostu całe życie.
Sportowcy, którzy zostają mistrzami świata lub mistrzami olimpijskimi lub po prostu ci, którzy odnieśli jakiś sukces, często w wywiadach "na gorąco" dziękują swoim rodzicom. Wiedzą oni bowiem jak wiele ich kosztował sukces dziecka i niekoniecznie chodzi tutaj tylko o koszty materialne. Ale właśnie o troskę, wytrwałość. O to, że nie odpuścili po pierwszej porażce, motywowali, trzymali kciuki. Taka wiedza wydaje się być bezcenna. Dobrze, że dzieci zdają sobie sprawę z tego jak duży wkład w to, w jakim miejscu są aktualnie, ma mama i tata. Przy okazji tych sukcesów bardzo często prosi się rodziców, żeby powiedzieli jak to wszystko się zaczęło. I w większości przypadków historia wygląda tak samo: zapisaliśmy dziecko na treningi, woziliśmy, wspieraliśmy. I to samo dziecko oglądają potem stojące na piedestale.
Ci jednak, którzy trenują młodych sportowców, wiedzą, że rodzice czasami wychodzą ze swojej roli i to w ten negatywny sposób. Szczególnie mocno widać to w przypadku piłki nożnej, gdzie jak wiadomo, każdy Polak jest ekspertem. Zdarza się, że rodzice zbyt mocno angażują się w kibicowanie i zamiast swoje dzieci motywować, osiągają przeciwny skutek. A nie o to przecież chodzi, żeby młodego sportowca zawstydzać czy rugać przy kolegach z drużyny. Należy go wspierać w tym co robi, a uwagi zostawić trenerowi, który będzie wiedział lepiej, co i jak można jeszcze poprawić.
Przełom maja i czerwca to był zawsze wesoły czas. Gdy organizowane były wydarzenia z okazji Dnia Matki, Dnia Ojca, Dnia Dziecka. W tym roku z wiadomego powodu takich imprez nie było. Warto jednak pamiętać o tym, jak wiele poświęca mama, wożąc dzieck na trening trzy razy w tygodniu czy tata, który przychodzi na każdy mecz. Koronawirus sprawił, że inaczej zaczęliśmy patrzeć na nasze sprawy. Zaczęliśmy doceniać każdą chwilę. Nie zapomnijcie, kochani sportowcy, nie tylko ci najmłodsi, podziękować rodzicom za wsparcie, które od nich otrzymywaliście i dalej otrzymujecie. Za ich wiarę i wytrwałość. Bo wasz sukces, jest także ich sukcesem. Kawałek waszego medalu należy do nich. Podziękujcie im za to. Nie tylko w dniu ich święta. Pamiętajcie o tym każdego dnia.











Komentarze