Głównym inicjatorem imprezy był Mariusz Zych, który gdy tylko usłyszał historię Szymonka, postanowił od razu zakasać rękawy i wesprzeć swoich znajomych.
- Z Dawidem jesteśmy kierowcami, mijaliśmy się na autostradzie i rozmawialiśmy - opowiada Mariusz Zych. - Wtedy opowiedział mi całą historię związaną z Szymkiem. Borykali się z całą sytuacją od grudnia sami, praktycznie nikt o tym nie wiedział. Stwierdziłem, że coś musimy zrobić i tak zrodziła się idea festynu. Duże wsparcie okazał także mój szef, kiedy go zapytałem, czy pomoże, to od razu się zgodził. Choć pomysł był mój, to gdy pociągnąłem za sznurek, wszystko zaczęło sypać się z nieba - od załatwiania pozwoleń w urzędach, do ludzi dobrej woli, którzy chcieli nas wesprzeć.
Festyn miał nie tylko wesprzeć rodzinę finansowo w leczeniu małego strzelczanina. Miał jego bliskim dać coś jeszcze….
- Chcieliśmy tej rodzinie pomóc, dając im też taką iskierkę, że nie są sami z tym problemem. Odciążyć ich trochę psychicznie, ale i finansowo – tłumaczy pan Mariusz. - Często bywa tak, że ludzie po 2 lub 3 tygodniach zapominają, ale może znajdą się tacy, którzy zapytają: jak tam Szymonek? Ponadto w Strzelcach jest bardzo dużo ludzi o dobrych sercach. Trzeba się tylko skrzyknąć i pomagać. Tym bardziej, że w naszym regionie jest bardzo wiele osób, które potrzebują takiego wsparcia i pomocy. Może w przyszłości miasto podchwyci pomysł i udałoby się chociaż raz do roku organizować takie festyny dla jednej lub dwóch takich rodzin, a warto pomagać, bo nigdy nie wiadomo, co może przynieść nam los.
Organizatorzy festynu zaplanowali wiele atrakcji. Wśród nich były występ sekcji mażoretek "Magnolia" z Kotulina, zespołu "Do usłyszenia", pokaz boksu i Taekwondo, spotkanie ze strażą, konkurencje sportowe oraz gry i zabawy dla dzieci. Do tego można było zobaczyć pokaz tuningowanych motocykli i ciężarówek czy przejechać się klasykami. Nie zabrakło też zabawy tanecznej z Krzysztofem Andrzejewskim.
Dały innym szansę na drugie życie
Drugim ważnym celem festynu było zebranie jak największej liczby potencjalnych dawców szpiku kostnego, jak i rozpowszechnienie wiedzy o białaczce. Tym bardziej, że w Polsce co 40 minut, a na świecie co 27 sekund ktoś słyszy diagnozę – nowotwór krwi. Wiedząc, jak duże są potrzeby i jak ważne jest powiększanie bazy niespokrewnionych dawców szpiku, udało się rodzinie i znajomym Szymusia przygotować ogólnodostępny punkt rejestracji dawców podczas festynu na strzeleckim targowisku.
W Strzelcach Opolskich zarejestrowanych jest 948 potencjalnych dawców a 5 z nich jest dawcami faktycznymi. My mieliśmy okazję porozmawiać z dwiema faktycznymi dawczyniami ze Strzelec, które obecne były podczas festynu.
Pierwszą z nich była Agnieszka Zwiech, która zgłosiła się jako potencjalny dawca do DKMS w wieku 18 lat. Po czterech latach od rejestracji zadzwonił do niej telefon.
- W 2015 roku dostałam telefon z Fundacji, że ktoś potrzebuje pomocy - wspomina. - Najpierw skierowano mnie na badania krwi, gdy okazało się, że jest wszystko w porządku, to zlecono kolejne badania. Następnie otrzymałam telefon z potwierdzeniem, że mogę oddać szpik. Lekarz wybrał dla mnie metodę z talerza kości biodrowej.
Biorcą okazała się 3-letnia dziewczynka z Włoch.
- Po kilku miesiącach dostałam informację, że przeszczep się udał i dziewczynka wraca do zdrowia. Teraz ma już 11 lat i może w pełni cieszyć się życiem - podkreśla pani Agnieszka. - Uczucie, jakie wtedy towarzyszy człowiekowi, jest nie do opisania. Emocje oraz wzruszenie są ogromne. Dlatego pamiętajcie, pomaganie mamy w genach. Nic poza chęcią, obecnością i gotowością nie jest potrzebne – dodaje Agnieszka Zwiech, inicjatorka akcji rejestracji potencjalnych dawców szpiku w Strzelcach Opolskich.
Drugą faktyczną dawczynią jest Marta Mic-Żminkowska, której także pobrano szpik z talerza kości biodrowej.
- Dojrzewałam do tego, by zostać dawcą - przyznaje. - Choć zawsze chciałam nim być, to towarzyszyła mi obawa, że może być to coś niebezpiecznego dla mnie. Jednak dwa lata temu zdecydowałam się, by nim zostać. Po pół roku dostałam telefon z fundacji. W moim przypadku było to dosyć szybko, jak los na loterii. Znaleźli dla mnie siostrę biologiczną, szkoda, że chorą. Pierwsze, co pomyślałam wtedy, to było "Matko Boska!". Towarzyszyło do tego niedowierzanie i zaczęły trząść mi się ręce. Tym bardziej, że ludzie czekają po 10-15 lat i nic...
Pani Marta, podobnie jak Agnieszka Zwiech przeszła całą procedurę badań.
- Czułam się bardzo zaopiekowana przez lekarzy i personel - podkreśla. - W listopadzie ubiegłego roku oddałam szpik. Emocje były niesamowite, prawie takie, jak przy urodzeniu mojego syna. Poniekąd dałam życie komuś. Jeszcze nie mam pełnej wiedzy, co się dzieje z moją siostrą genetyczną z Danii. Obecnie ta kobieta jeszcze walczy z chorobą, a ja jestem w pełnej gotowości, jeśli trzeba będzie ją jeszcze raz wspomóc. Sama informacja o tym, że jest to kobieta w zbliżonym do mnie wieku, ogromnie mnie wzruszyła. Do tego poczucie, że zrobiło się coś wielkiego. Ale tak naprawdę to nie my jesteśmy bohaterkami, a te osoby po drugiej stronie. To one walczą na co dzień, a my im tylko pomagamy.
Obie dawczynie zaznaczają, że przy oddawaniu szpiku nie towarzyszy duży ból. Natomiast świadomość i poczucie satysfakcji, że można było uratować innemu człowiekowi życie są wielkie.
Kto może zostać dawcą?
Bardzo ważne jest poszerzanie stałej bazy dawców szpiku kostnego. Można nie tylko pomóc chorującym na nowotwór krwi, ale i na wiele innych schorzeń, gdzie jedyną metodą na powrót do zdrowia jest przeszczepienie szpiku czy krwiotwórczych komórek macierzystych.
- W bazie potencjalnych dawców szpiku mogą zarejestrować się osoby w przedziale wiekowym między 18. a 55. rokiem życia - mówi Patrycja Krajewska z fundacji DKMS. - Nie może mieć dużej nadwagi, poważniejszych chorób przewlekłych, a ogólnie być w dobrym stanie zdrowia. Chciałabym zaznaczyć, że możemy zarejestrować się z tatuażami czy piercingiem. Obecnie 90 proc. pobrań jest z krwi obwodowej, które przypomina pobranie płytek krwi czy osocza. Nie jest to w ogóle bolesne. Dlatego wszystkich, którzy mają jakieś wątpliwości, czy chcieliby zostać dawcami zapraszamy do kontaktu.
Podczas festynu obecni byli także na zmianę rodzice Szymusia, którzy na każdym kroku byli wdzięczni za okazałą pomoc.
- Bałam się tu przyjść - przyznaje Sabina Gumulak mama Szymka. - Nie wiem czemu. Jednak gdy już to zobaczyłam, bardzo się ucieszyłam, że jest tyle osób, które pomimo tego upału chciały być z nami. Cieszy mnie również fakt, że tyle osób się zarejestrowało, bo bałam się, że tylko ja z mężem będziemy chcieli zostać potencjalnymi dawcami szpiku. Pomimo całej sytuacji, jaka nas spotkała, to serce się raduje i rośnie. Bardzo dziękuję tym wszystkim, którzy przyczynili się do organizacji festynu dla Szymusia, wkładając w to wiele pracy, czasu i serca, a także wszystkim mieszkańcom, którzy postanowili wspomóc i wesprzeć Szymka. Dla nas to bardo wiele znaczy.
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze