Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 25 kwietnia 2024 23:34
Reklama PKW

Strzelecka "Barka" to więcej niż parasol. Strzelecka "Barka" to dom

Ludzie, którzy tu mieszkają, mają zazwyczaj za sobą bardzo trudne losy. Wielu zna smak bezdomności i twardość więziennej pryczy. Postanowili być razem. Nie tylko dlatego, by nie głodować. Także po to, by zrobić coś dobrego ze swoim życiem.
Strzelecka "Barka" to więcej niż parasol. Strzelecka "Barka" to dom
Pasterka w stodole "Barki" w ubiegłym roku

Autor: archiwum "Barki"

"Barka” to więcej niż parasol. „Barka” to dom

Reporter „Strzelca Opolskiego” i „Opolskiej” dociera do Kaczorowni między Strzelcami Opolskimi a Sieroniowicami w jeden z adwentowych wieczorów. To jedna z czterech – jak to określa ks. Józef Krawiec – lokalizacja „Barki”. Miejsce wyremontowane i zbudowane rękami jej mieszkańców mieści dziś tzw. schronisko zimowe i dwie wspólnoty mężczyzn, którzy w zdecydowanej większości mają w życiowym doświadczeniu trudne momenty – alkohol, bezdomność, brak pracy, niektórzy więzienie. Dziś mieszka tu około 40 osób. Jest jeszcze trochę miejsc wolnych. Łącznie „Barka” w czterech miejscach w regionie może pomieścić nawet stu mieszkańców.

Witold jest w Kaczorowni liderem jednej ze wspólnot. Podajemy sobie dłonie, po chwili w jadalni, gdzie zwyczajnie mieszkańcy jedzą posiłki, siadamy przy gorącej kawie i kawałku ciasta. Dołączają Piotrek, Bodzio, Bartuś i oczywiście ks. Józef Krawiec, człowiek, bez którego nie byłoby „Barki”. Wyciągają się ręce na powitanie, na twarzach pojawiają się uśmiechy, a i głośny męski śmiech wybucha raz za razem. I to jest pierwsze wrażenie z „Barki” – klimat domu.

Razem wychodzimy na mróz i idziemy w stronę „Pasterkowni”. To tutaj, w stodole w noc Bożego Narodzenia mieszkańcy „Barki” spotykają się na Pasterce. Tradycją tej liturgii jest udział żywego Dzieciątka, mieszkańcy stają się pasterzami i królami, a eucharystyczny Pan Jezus spocznie na ołtarzu na sianie – jak w Betlejem. I jak w Betlejem, razem z ludźmi będą przy nim zwierzęta. Uczestnicy siedzą na snopkach słomy. Zwykle ciasno, bo na taką szczególną mszę – choć w „Pasterkowni” jest nieprzesadnie ciepło - co roku przyjeżdża z bliższej i dalszej okolicy mnóstwo ludzi. Tak wielu, że czasem trzeba było im przed stodołą dołożyć namiot, a i ustawić ekran, by mogli tę szczególną świąteczną mszę św. zobaczyć z bliska. Wszystko zaczyna się w zupełnych ciemnościach. Światło pojawia się wraz z wchodzącą Świętą Rodziną.

Msza św. odprawiana jest w tym miejscu dwa razy w roku – w nocy na Boże Narodzenie i przed południem, około 10.30, na Trzech Króli. Przez pozostałe dni stodoła jest po prostu stodołą. Słomy potrzeba tu dużo, bo służy do ogrzewania, spalana w specjalnym piecu. Filozofia tego miejsca jest taka, że panowie w okresie żniw sami ją z pól zbierają i robią zapas na zimę.

Po drodze zatrzymujemy się przy kamiennym murze, na którym umieszczone są zdjęcia i krótkie biogramy tych, co kiedyś należeli do wspólnoty, a dziś przenieśli się już na drugą stronę życia. Ich fotografie pojawiają się w różnych miejscach „Barki”. Nie ma wątpliwości, że tu bliscy zmarli nie zostali i nie zostaną zapomniani. Kilka kolejnych tabliczek czeka na parapecie w jadalni, by je zamontować w miejscu, gdzie latem mężczyźni przychodzą wieczorem na „apel jasnogórski”. Nieopodal stoi figura Matki Boskiej.

 Bodzio: Innego domu nie mam

- Nie wiem, co by ze mną było, gdyby nie było „Barki”, może bym gdzieś zamarzł – przyznaje Bodzio. – Mama leży na cmentarzu w Krapkowicach, nie mam też taty. Mieszkałem parę dni u kolegi. Ale on miał swoją rodzinę. Nie mogłem tam wiecznie spać. I to on przywiózł mnie do „Barki”. Pracy mi tu nie brakuje. Grabię liście, odśnieżam, rąbię drewno. Chodzę też do ośrodka dla niepełnosprawnej młodzieży, a dokładnie to jeżdżę na rowerku. Ale ważne jest to, że mam gdzie wracać. O tym, że mama trafiła do szpitala dowiedziałem się nad morzem, w Ustce. Byłem tam na sportowym obozie. Kolejnego dnia zadzwonili do mnie z opieki z Krapkowic, że zmarła. Zostało mi tylko zrobić dla niej pomnik z wazonem na kwiaty i lampką na świeczkę. „Barka” jest teraz moim jedynym domem.

- Ideą „Barki” jest, aby ludzie pracowali – mówi o jednej z panujących tu zasad ks. Krawiec. – Każdego dnia rano jest odprawa i ci, którzy nie pracują zawodowo na zewnątrz, dostają swój przydział robót. W tej chwili najwięcej pracy jest w Błotnicy Strzeleckiej. Szykujemy tam siedem mieszkań. Trwają już przygotowania do Pasterki, trzeba na bieżąco odgarniać śnieg. Kiedy tu zaczynaliśmy, front robót był ogromny. Nie było prądu ani wody. Wszystko, co się da, robiliśmy własnymi rękami. I robimy nadal, włącznie z gotowaniem. Tylko do bardziej specjalistycznych prac trzeba czasem zatrudnić firmy.

W budynku zwanym „Wieczernikiem” na dole – w jednoosobowych pokojach – mieszkają członkowie jednej ze wspólnot. Łączy ich między innymi to, że nie palą. U góry jest kaplica. Przychodzą do niej wieczorem na różaniec.

- Ci, którzy tu mieszkają, rzeczywiście na tę wspólną modlitwę się spotykają – mówi ks. Krawiec. – I myślę, że przychodzą chętnie. A czy będą codziennie modlić się na różańcu, kiedy już się stąd wyprowadzą, to inna sprawa. Może być różnie. Każdego wieczoru mamy też wspólną koronkę do Miłosierdzia Bożego i „apel jasnogórski”. Łączymy się wszyscy z pozostałymi domami, bo transmitujemy te nabożeństwa przez komórki. Na koniec liderzy poszczególnych wspólnot mówią, co u nich słychać. Co się w ciągu dnia wydarzyło, kto jest chory itd. Ten zwyczaj powstał w czasie pandemii i tak już zostało.

 Witold: Nie ma się co gorszyć, każdy jest człowiekiem

- Po rozwodzie z żoną przyjechałem do Strzelec z Zielonej Góry – opowiada Witold, lider, którego poznaliśmy na początku tej historii. – Miałem w Strzelcach brata. Mieszkałem u niego. Kiedy razem z rodziną stracił mieszkanie kolejowe i dostał socjalne, dla mnie nie było już miejsca. Tułałem się. Sześć lat temu trafiłem do „Barki”. Jako lider przyjmuję ludzi, którzy do nas trafiają. Na przykład policja w nocy kogoś przywozi. Dzisiaj czekamy na dwóch (jednego z kryminału). Jak ktoś ma do pół promila, to też go na noc go przyjmujemy. Ktoś taki trafia do pokoju socjalnego, osobno. Bo wielu z nas miało kłopoty z alkoholem. Nie wiadomo, jakby zareagowali na jego zapach. Jestem tu już dosyć długo, mam konkretne rzeczy do zrobienia, ale dawnej bezdomności nie da się tak łatwo wytrzeć z pamięci. Kiedy przychodzą nowi koledzy, to w nich widzę siebie sprzed lat. Też taki byłem i gdzieś w śmietniku spałem. Trzeba im pomóc. Jak ktoś jest śmierdzący, zaprowadzić pod prysznic i wyszorować, sprawdzić, czy nie ma wszawicy. Nie ma się co gorszyć. Każdy jest człowiekiem. Dzisiaj jesteśmy na wierzchu, jutro możemy być na dnie.

- Praca jest nam potrzebna – dodaje Witold. – Bez niej często zostawałaby tylko jedna myśl: „Gdzie by się tu napić”. A przecież w „Barce” pić nie wolno. Budujemy w drugim domu pokoje dla osób starszych, które chcą nadal w „Barce” pozostać. Młodsi będą się tam starszymi opiekować. 

W „Barce” przebywają nie tylko stali mieszkańcy. To tutaj policja przywozi często osoby z ulicy albo opuszczających więzienie. Dla nich też są przygotowane pomieszczenia.

Ks. Krawiec zaprasza do swojego pokoju z bardzo komfortowym sąsiedztwem, bo za ścianą kaplica z Najświętszym Sakramentem. Uwagę wchodzącego przykuwa rząd obrazów: „Ecce Homo”, scena pod krzyżem z „Pasji” Mela Gibsona, Matka Teresa z Kalkuty, Jan Paweł II, Jezus Miłosierny, Jezus Ukrzyżowany, Duch Święty, św. Józef, brat Albert Chmielowski i Karol de Faucauld, przez wiele lat żyjący na Saharze wśród muzułmańskich Tuaregów, założyciel Małych Braci Jezusa.

- Wizerunek Jezusa z filmu „Pasja” jest dla mnie przemocny – mówi ks. Józef. – Koleżanki z mojej wioski, z Żędowic, są Małymi Siostrami Jezusa. Dlatego Karol de Faucauld jest także mi bliski. W historii brata Alberta jest taki epizod, że kiedy żebrał dla swoich ubogich, ktoś go spoliczkował i napluł mu w twarz. „Rozumiem, że to jest dla mnie, ale teraz proszę coś dać dla biednych” – odparł Albert. To dla mnie także bardzo mocna postać. Oczywiście, bliski mi jest także św. Franciszek, więc charakterystyczny krzyż z kościoła San Damiano też mi towarzyszy przez całe życie.

Pytany o początki „Barki” ks. Józef wraca do więzienia, gdzie jest kapelanem. 

– Spotykałem tam ludzi, którzy wprawdzie wychodzą na wolność, ale nie mają dokąd pójść – opowiada. – To było dla mnie ciężkie, że ja im w kaplicy mówię o Panu Bogu, ale potem wracam do siebie, a oni nie mają gdzie wracać. Później spotkałem małżeństwo Sadowskich z Poznania, którzy mnie zarazili swoją autentycznością, bo zamieszkali – razem z dziećmi – z osobami bezdomnymi. Uznałem, że to jest sprawiedliwość dziejowa, żeby pomagać. Ja dostałem więcej od życia, a te chłopaki dostali mniej. To jak oni – jak w przypowieści - pomnożą swój jeden talent i mają dwa, to jest to tak naprawdę więcej niż moje pięć. Działamy w ramach pomocy dla samopomocy. Nie mamy żadnej kadry. Członkowie wspólnot mają za zadanie nie tylko sami przeżyć, ale jeszcze coś podremontować i przyjąć kolejnych, którzy będą potrzebowali pomocy.

Drugą inspirację do stworzenia „Barki” ks. Józef znalazł w domu.

– Powiedziałem kiedyś, że mama do pewnego stopnia mnie skrzywdziła – mówi. - Wykreowała mi obraz kobiety, która nie pali, nie pije, nie przeklina. Miałem to szczęście, że pierwszą pijaną kobietę zobaczyłem, kiedy sam miałem 24 lata. Pojechałem z kumplami klerykami na rowerach nad morze. W mojej wiosce można było zobaczyć wieczorem paru zawianych facetów. Kobiet nie. Przypominam sobie, jak jeden z więźniów, Tomek, powiedział mi, że pierwszą pijaną kobietę zobaczył prawdopodobnie zaraz po urodzeniu. To była jego mama. Staram się ciągle takiego świata, jakiego sam nie doświadczyłem, uczyć.

Piotr: Gadałem sam ze sobą w lustrze

Piotr ma 62 lata. – Jestem alkoholikiem – mówi na początku rozmowy z reporterem. – W Wigilię upłynie 16 lat, jak nie piję. Ale resztę życia przebimbałem między alkoholem, a więzieniem. Znajomi mówili – choć nie w oczy – Piotrek umrze. Było ze mną źle. Piłem wszystko. Nie tylko denaturat. Jak trafiłem do „Barki”, to przez rok w ogóle stąd nie wychodziłem. Bo ja jestem ze Strzelec. Kiedy już pojawiłem się na ulicy, ciągle byłem namawiany: „Ze mną się nie napijesz? W głowie ci się pomieszało?”

- Ojciec był alkoholikiem, a ja dzieckiem niechcianym - kontynuuje Piotr. – Byłem przyczyną każdego zła w domu. Uciekałem. W wieku 14 lat miałem za sobą 11 rozpraw w sądzie dla nieletnich. Szkołę ukończyłem w poprawczaku. Już w „Barce” tak mnie ciągnęło do alkoholu, że stawałem przed lustrem – mam je w pokoju nadal – i mówiłem do siebie. Moje jedno ja nie chciało pić, a to drugie w lustrze namawiało do picia. Przecież masz pieniądze, przekonywało. Kiedyś ksiądz przyszedł do mnie i cofnął się spod drzwi, bo myślał, że ktoś u mnie jest. A to ja sam ze sobą gadałem.

Dziś Piotr w Strzelcach Opolskich prowadzi przytulisko – miejsce, gdzie w ciągu dnia bezdomni mogą przyjść i się wykąpać, coś zjeść, wyprać ubranie. Wielu go zna, choć niektórzy z tego pokolenia już umarli. Jest żywym dowodem na to, że nawet z wieloletniego uzależnienia można wyjść. Od 2009 roku pracuje jako streetworker.

- Zaczynaliśmy od chodzenia na działki i pod markety, gdzie spotykali się bezdomni i gdzie pili – wspomina. - Ja nosiłem termos z kawą, kolega termos z zupą. Rozmawialiśmy. Wielu z tych ludzi było tu, w „Barce”. Ale „Barka” to jest parasol ochronny. Tu pić nie można. Kto pije, wylatuje. Wrócić można po terapii. Ale dla mnie to jest coś więcej niż parasol. To jest dom. A jako streetworker pomagam nie tylko Polakom, ale ludziom z Europy Wschodniej także za granicą – w Amsterdamie, Rotterdamie, Antwerpii, Brukseli. Mam asystentkę lub asystenta, którzy mówią po niderlandzku, po angielsku, po hiszpańsku. Ale najczęściej rozmawiam z Polakami. Wielu młodych Polaków spotykamy w bardzo złym stanie psychicznym po narkotykach. Czasem z tak zniszczonym mózgiem, że nawet odstawienie prochów już im nie pomoże.

- Gdyby mi ktoś przed laty powiedział, że przestanę pić, to bym go uznał za wariata, a co dopiero, że będę innym pomagał – dodaje Piotr. - Ale największą radość mam z tego, że mama, która przez wiele lat się ze mną męczyła, doczekała się mojej abstynencji, choć nie od razu potrafiła w nią uwierzyć. Uwierzyła po trzech latach mojego niepicia. Modliła się o nie całe życie. Nigdy nie miała takiego szczęścia w oczach jak wtedy.

„Barka” przyjmuje każdego. Na jedną noc. A potem stara się dać nie tylko łóżko i posiłek, ale i trwalszą pomoc. Jeśli ktoś nie pije, nie ćpa, nie ma innych tego typu problemów, powinien sobie poradzić w świecie. Zwłaszcza, dopóki funkcjonuje tzw. rynek pracownika.

- Oczekujemy, że ci, którzy tu przychodzą, staną w prawdzie – mówi ks. Krawiec. – Jeśli ktoś ma problem z alkoholem (większość naszych ludzi go ma), ale chce mieszkać w domu, gdzie się nie pije, przyjmujemy go w ciemno. Wychodzącego z kryminału też. Najtrudniej jest wtedy, kiedy ktoś od nas odszedł i wraca. Jak się poddał terapii, nie ma problemu. Ma nową szansę. Ale chcemy unikać sytuacji, w której ktoś poszedł w tango, wraca za pół roku i znowu jest. A potem znów sobie poszedł. I tak bez końca. Zakładamy jednak pracę nad sobą. To, że każdy z tych ludzi chce coś w sobie zmienić. „Barka” to nie jest miejsce, do którego przychodzi się tylko przezimować, prowadząc w gruncie rzeczy pasożytniczy tryb życia. Trudno nie zauważyć, że starsi chętnie zostają tutaj na dłużej. Młodzi są pokoleniem zmiany. Na początku jest im tu dobrze i bezpiecznie. Ale potem spotykają kumpla, który pracuje w Holandii i jadą. Albo się zakochują, o co łatwiej, gdy każdy ma telefon i też odchodzą. Ale generalnie funkcjonujemy tak, że tych 40 facetów żyje razem, pracuje, nie pije. I to jest jakiś cud.

 Bartosz: Chcę zainwestować w siebie

- Trafiłem tu prawie miesiąc temu z zakładu karnego – przyznaje Bartosz. – Nadal noszę bransoletkę w ramach systemu dozoru elektronicznego. Ale to nie jest problem. Mam ustalone godziny, w których mogę wyjść i te, w których muszę do swojego pokoju wrócić. Mam 26 lat. I tutaj jest dla mnie o wiele lepsze rozwiązanie niż siedzenie w celi. W moim życiu był alkohol, środowisko, które mnie pchnęło do przestępstwa. Tutaj pić nie mogę i już mnie to nie męczy. Wszystko to za mną.  Mam tu przyjaciół. I to mi pomaga. Marzę, żebym po odbyciu wyroku mógł pracować. Na to stawiam. Chcę inwestować w siebie i wrócić do życia. Wierzę, że pobyt w „Barce” mi w tym pomoże.

Ustawa o pomocy społecznej porządkuje organizacje pomagające bezdomnym, dzieląc je na ogrzewalnie, schroniska i noclegownie. „Barka” się w tych podziałach i wyznaczanych przez nie standardach nie mieści. Choćby dlatego, że nie ma kadry. To uniemożliwia często staranie się o grosz publiczny. Co ma i dobre strony, bo jak długo mamy rynek pracownika, bieżące funkcjonowanie wspólnot jest bliskie samowystarczalności. Kiedy trzeba podejmować większe inwestycje, szuka się doraźnych sponsorów.

- Między innymi o to chodzi, by ci mężczyźni mogli żyć z pracy własnych rąk – mówi ks. Krawiec. – Wysyłamy ich na rynek pracy. Oni wnoszą tu, z tego, co zarobią, opłatę na dom (w tej chwili stawka wynosi 800 zł na miesiąc, kto ma wysokie obciążenia komornicze, może się starać, by mógł wpłacać mniej – aut.), większość poborów zachowując dla siebie. Dostajemy pomoc z piekarni, masarni, z gminy otrzymaliśmy roczne dofinansowanie. Są sponsorzy wspierający nas w sposób stały, często anonimowy. Jesteśmy za każdą pomoc wdzięczni. To jest bonus mieszkania w „Barce”, że wokół nas gromadzą się ludzie wrażliwi na ludzką biedę. Często słyszymy, że świat jest coraz gorszy niż dawniej, a ludzie źli. A ja spotykam ludzi gotowych pomagać. Podejrzewam, że są tacy, którzy mówią o nas źle. Ale ja ich na co dzień nie widuję. Ci, do których idę, pomagają.

Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!


Podziel się
Oceń

Komentarze
ReklamaSkład Opału
ReklamaHeimat
ReklamaMaxima - grudzień
ReklamaHelios
ReklamaOptyk Ptak 1197
ReklamaHospicjum2022
ReklamaRe-gat
zachmurzenie małe

Temperatura: 5°CMiasto: Strzelce Opolskie

Ciśnienie: 1010 hPa
Wiatr: 8 km/h

Ostatnie komentarze
J Autor komentarza: MieszkaniecTreść komentarza: OSP Fosowskie jest jedyną atrakcją dla dzieci w Fosowskiem.Dziękujemy OSP Fosowskie i życzymy dużo sukcesów.Data dodania komentarza: 16.04.2024, 11:56Źródło komentarza: Chętnych do Drużyn Pożarniczych nie brakuje J Autor komentarza: MieszkaniecTreść komentarza: Pani Baryga, nie ma szkoły podstawowej w Staniszczach Wielkich.Proszę nie wprowadzać w błąd czytelników Strzelca Oplskiego. Proszę się dokładnie dowiedzieć gdzie ta szkoła się znajduje.Data dodania komentarza: 25.03.2024, 18:43Źródło komentarza: Młodzież recytowała poezję po niemiecku J Autor komentarza: JanTreść komentarza: Jaka praca taka płaca.Data dodania komentarza: 14.03.2024, 10:51Źródło komentarza: Coraz mniej chętnych na radnych. Bo się to nie opłaca S Autor komentarza: AdamTreść komentarza: No ciekawe. Niech pokażą te plany.Data dodania komentarza: 05.03.2024, 12:59Źródło komentarza: Ul. Mickiewicza w Zawadzkiem będzie remontowana jeszcze w tym roku J Autor komentarza: JanTreść komentarza: Dokładne miejsce pożaru to dzielnica FosowskieData dodania komentarza: 26.02.2024, 18:35Źródło komentarza: Uratował seniora przed ogniem. Dzielnicowy z Kolonowskiego z ważnym odznaczeniem K Autor komentarza: TommyTreść komentarza: Miasto się wyludnia nie przez brak pracy. Miasto się wyludnia bo w tym mieście nie ma co robić po pracy. Tylko markety, apteki i mini galerie handlowe.Data dodania komentarza: 23.02.2024, 19:55Źródło komentarza: Wybory 2024. Jan Wróblewski po 10 latach robi drugie podejście do władzy
Reklama