Beata Kowalczyk: Jest pani radną miasta Opola. Gdy składała pani przysięgę - była pani... radnym. Tekst ślubowania nie przewidział, że w radzie zasiadać mogą także kobiety?
Prof. Anna Tabisz: Nikt o tym nie pomyślał... Nie było wariantu dla radnej. Rota ślubowania odwołuje się wyłącznie do formy męskiej, niezależnie od płci i musiała być wypowiedziana zgodnie z ustawowym zapisem „po męsku”, bo inaczej byłaby nieważna.
Z mojego doświadczenia wynika, że panie niechętnie nazywają siebie dyrektorkami, naczelniczkami czy inżynierkami.
- Dzieje się tak, bo nasze społeczeństwo nie jest osłuchane z tymi formami, ale ma to też drugie dno. Język kształtuje rzeczywistość, odzwierciedla ją. Jeśli nie używamy w przestrzeni społecznej form żeńskich, to obrazuje, że cały czas żyjemy w świecie męskim, w paradygmacie patriarchatu. I to jest funkcja wprowadzenia feminatywów, by zachować równowagę, która oddaje to, co należy oddać kobietom. Pewnie niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że zwyczaj określania żeńskich profesji męskimi rzeczownikami to spuścizna po czasach PRL i instytucjonalnego wdrażania równouprawnienia. Ważniejsza od płci była nazwa stanowiska. Komunistyczna ideologia chlubiła się tym, że kobiety „wsiadły na traktory”, parały się męskimi profesjami, ale obowiązywała męska forma tych zawodów - paradoksalnie miało to podkreślić, że kobiety są równe mężczyznom.
Ale sprzątaczki, fryzjerki, nauczycielki pozostały...
- I tu dochodzimy do sedna, dzisiaj nie „przeszkadza” nam rodzaj żeński rzeczowników: nauczycielka, sprzątaczka, kosmetyczka, ale wciąż nie możemy się przekonać do rektorki, dyrektorki, redaktorki. Wolimy, by prestiżowe stanowiska nadal miały formy męskie. Tymczasem pod koniec XIX czy na początku XX wieku było zupełnie inaczej. Słowa naczelniczka, doktorka, profesorka były powszechnie stosowane i nie wzbudzały dyskusji. W ówczesnych słownikach zapisano więcej form żeńskich niż we współczesnych. Z czasem niestety zaczęły wychodzić z użycia i nie pomogły w tym względzie zachęty naukowców, by nie bać się owych dyrektorek czy socjolożek. Znany językoznawca Zenon Klemensiewicz podkreślał w latach 50. XX wieku, że: formy żeńskie są tradycyjnymi tendencjami semantyczno-słowotwórczymi języka polskiego, a kobieta ma własną nazwę charakteryzującą, która stanowi równoległy odpowiednik nazwy męskiej.
Obecnie żeńskie końcówki są postrzegane jako sprawa polityczna... Okazuje się, że nawet reguły gramatyczne potrafią wywołać spore emocje.
- Tak było np. w 2019 roku, gdy posłanki Lewicy złożyły petycję, by uwzględniono na sejmowych tabliczkach żeńskie nazwy, takie jak posłanka, ministra, marszałkini. I rozpętała się burza. W tygodniku „Do Rzeczy” pojawił się tekst z nagłówkiem „Gwałt na języku polskim”. Pisano w nim o upadku cywilizacji. Sugestie posłanek nazwano podporządkowaniem oficjalnego języka Sejmu ideologicznej agendzie językowej... Najwyraźniej wykorzystano reguły gramatyczne do walki politycznej. Gdy w latach 20. XX wieku posłanki weszły do polskiego Sejmu, też dyskutowano o żeńskiej formie słowa poseł. Padały nazwy poślice, posełki czy poślinie. Ostatecznie wprowadzono posłanki. I nikomu to nie przeszkadzało. Jak widać, do czasu... W językach słowiańskich żeńskie wersje nazw są powszechne do teraz, np. w Czechach - słynna końcówka -ova w nazwiskach, ale też końcówka -ka w zwodach - premierka, ministerka.
Bronimy się przed żeńskimi formami, bo czasami brzmią śmiesznie...
- Powtórzę - ich śmieszność wynika po prostu z tego, że są rzadko używane. Pokutuje pogląd, że żeńska końcówka ujmuje prestiżu. Formant -ka jest używany w języku polskim do tworzenia zdrobnień, stąd dla słuchacza inżynierka kojarzy się z czymś dziecinnym, infantylnym. Ale przecież wśród żeńskich końcówek mamy też dostojną końcówkę -ini i takie słowa jak gospodyni, mistrzyni czy monarchini. W języku polskim funkcjonowało w ogólnym użyciu słowo generalini. Dzisiaj chyba nikt nie odważyłby się nazwać tak pani generał...
A pani szofer to będzie szoferka? Przecież to kabina samochodu...
- I to też są argumenty, które często padają z ust przeciwników używania żeńskich form profesji - że przywodzą one na myśl inne skojarzenia. To problem polisemii (wieloznaczności) wielu polskich wyrazów. Co ciekawe, nie jest on już zauważany w męskich formach. A przecież pilot to nie tylko osoba prowadząca samolot, to także urządzenie do przerzucania kanałów.
Dlaczego same kobiety nie dbają o feminizację języka?
- Pewne normy mamy wdrukowane, trudno przełamać przyzwyczajenia, nauczyciele i nauczycielki w szkołach nie zwracają na to zbytniej uwagi... Zauważam jednak, że młodzi ludzie nie mają już barier, by panie na stanowiskach nazywać: kierowniczka, rektorka.
A jeśli ktoś używa tylko męskiej formy, bo inna wydaje mu się nienobilitująca, nie przechodzi po prostu przez gardło.
- To ja to szanuję. Nic na siłę. Komunikacja to nie tylko porozumiewanie się, ale przede wszystkim porozumienie. Zawsze trzeba brać pod uwagę odbiorców. Język może być narzędziem walki albo pokoju. Jestem zdecydowanie za tym drugim.
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze