Pewien właściciel samochodu marki Tesla dokonał aktualizacji oprogramowania. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie dwa fakty. Po pierwsze nowszy program, który poprawiał funkcjonowanie autopilota, kosztował aż 4280 dolarów (około 16 620 złotych). Po drugie kierowca wcale nie chciał tego robić. Twierdzi, że włożył swoją komórkę do tylnej kieszeni spodni i po prostu na niej usiadł. Zakup aktualizacji w aplikacji zrobiły więc jego cztery litery.
Sprawa odzyskania pieniędzy nie jest jeszcze rozstrzygnięta, lecz ten przypadek pokazuje nam, z jakimi problemami zaczną mierzyć się już niedługo przeciętni kierowcy.
Auto na uwięzi
Nowoczesne samochody coraz bardziej zamieniają się w komputery na kółkach. Oprogramowanie nie jest już tylko dodatkiem. To ono decyduje, jakim autem jeździmy. Zmienia się podejście producentów do wersji wypuszczanych na rynek wozów. Zamiast produkować kilkadziesiąt wersji jakiegoś modelu, taniej jest stworzyć podstawowy wóz i różnicować go tylko oprogramowaniem.
Z fabryki wyjeżdża w pełni wyposażony samochód, który ma jednak mocno ograniczone funkcje. Jeżeli właściciel chce je uruchomić - musi dodatkowo zapłacić. Przykładowo w Tesli - chcesz, by twoje auto miało lepsze przyspieszenie? Wystarczy zapłacić 2000 $ (7700 zł). Wykupić też trzeba takie funkcje, jak podgrzewane tylne siedzenia, otwieranie drzwi w momencie podejścia kierowcy do wozu czy nawet tryb driftu, jeżeli ktoś zamierza poszaleć. Od pewnego czasu Tesla wypuszcza na rynek samochody, w których wyłączone są takie funkcje jak autopilot, podgląd na żywo korków czy nawet światła przeciwmgielne. Wszystko to jest teraz dodatkową, płatną funkcją.
Magicy
Oczywiście tam, gdzie za programy trzeba słono płacić, od razu zjawiają się hakerzy. Na rynku pojawiły się znacznie tańsze od oficjalnego oprogramowania moduły, wczepiane do pokładowego komputera. Odblokowują dodatkowe funkcje wozu, a zmiany nie są przy tym dokonywane na oryginalnym oprogramowaniu. Właścicielowi nie grozi więc utrata gwarancji (trzeba tylko pamiętać o wyjęciu modułu przed pojawieniem się w firmowym serwisie).
Oczywiście wojna na programy wciąż trwa i producent aut już wprowadził oprogramowanie, które wykrywa podobne modyfikacje, a hakerzy - kontrprogramy, ukrywające niezgodne z umową przeróbki.
Jak dotąd opisany powyżej model zarabiania na kierowcach jest wyjątkiem. Jeżeli jednak właściciel Tesli doskonale na nim zarabia (w chwili obecnej jest trzeci na liście najbogatszych ludzi na świecie i pnie się do góry), to możemy być pewni, że inni producenci pójdą jego śladem.
Prędzej czy później dopłata za kod do świateł przeciwmgielnych czy podgrzewanych siedzeń czeka każdego z nas.
☐












Komentarze