Sołtysi mają swoje święto. I opowiadają o blaskach i cieniach swojej pracy
Henryk Skowronek, sołtys Szymiszowa

Henryk Skowronek w Szymiszowie mieszka od urodzenia, a sołtysem jest od 2013 roku. Wcześniej przez dwa lata był przewodniczącym rady sołeckiej. W pracy sołtysa najbardziej ceni sobie bezpośredni kontakt z ludźmi i możliwość niesienia pomocy i wsparcia, także w sprawach osobistych. - Zawsze czekam na możliwość odwiedzenia mieszkańców, bo każda taka wizyta to nie tylko sposobność, by przekazać ważne urzędowe informacje, ale i okazja, by sprawdzić, jak radzą sobie np. osoby starsze, samotne i by ich wesprzeć - opowiada. sołtys Szymiszowa-Osiedla. - Czuję się lokalnym liderem, staram się patrzeć nieco dalej i kształtować naszą rzeczywistość i przyszłość.
Na pytanie z jakimi trudnościami wiąże się pełnienie funkcji sołtysa, Henryk Skowronek odpowiada: - Kiedy ktoś kieruje się nie tylko rozumem, ale i sercem i we wszystko się angażuje, to kiedy nie do końca można pomóc drugiemu człowiekowi i zareagować tak, jakby się chciało, bo na przeszkodzie stoją np. przepisy, to potem długo nosi się w sobie takie nierozwiązane sytuacje. W tej służbie wciąż pojawiają się kolejne tematy i kolejne osoby, którym można pomóc. W moim przypadku bilans w rezultacie wychodzi na plus. Wyzwaniem jest też to, że tę funkcję pełni się 24 godziny na dobę. A zdecydowanie największą sztuką i wyzwaniem dla odpowiedzialnego lidera jest umiejętność mówienia "nie", w małej społeczności jest to szczególnie trudne.
Brygida Kopa, sołtyska Dolnej

Brygida Kopa jest sołtyską Dolnej trzecią kadencję. - W byciu sołtysem najlepsze jest to, że można zrobić coś dobrego dla wsi, że ma się realny wpływ na jej życie, na zmiany, jakie się w niej dokonują - opowiada. - Oczywiście, w tym wszystkim obecni są mieszkańcy, z którymi zdziałać można naprawdę wiele. Przed objęciem funkcji sołtysa Brygida Kopa angażowała się społecznie, dlatego wejście w buty gospodarza wioski przyszło jej naturalnie.
- Miałam wiedzę na temat tej pracy, wiedziałam, co dzieje się we wsi. Stwierdziłam, że dam radę i wiem, że była to dobra decyzja - przyznaje. - Nie spotkałam się z wrogością, choć wiadomo, że niektóre decyzje nie wszystkim mogą się spodobać. Ale naprawdę nie mogę narzekać, bo raczej wszyscy jesteśmy zgrani. Jak wskazuje, najtrudniejsze są sprawy, które nie są zależne od sołectwa. - Tyle, ile potrafimy, zrobimy sami, ale niestety na niektóre rzeczy nie mamy wpływu i tego nie przeskoczymy - podsumowuje.
Martyna Małek-Bombelka, sołtyska Wierchlesia

Martyna Małek-Bombelka w Wierchlesiu zamieszkała 15 lat temu. Przez 4 lata zasiadała w radzie sołeckiej, a od stycznia 2019 jest sołtyską. Jak przyznaje, nigdy nie planowała zostać sołtysem. Namówił ją do tego poprzedni włodarz wsi, Józef Jagoda. - Trochę czasu zajęło mi, żeby do tej myśli przywyknąć - przyznaje. - Pan Józek we mnie pobudzał tę chęć zostania sołtysem, ludzie i sąsiedzi mnie później namawiali. Tak to się właściwie zaczęło. W trakcie kadencji udało jej się zrealizować kilka istotnych projektów. - W tej pracy cenię sobie to, że mogę zarządzać wsią i mam wpływ na otoczenie, widzę, jak coś rośnie i się zmienia - opowiada. - Ludzie tutaj mnie szanują, pytają, radzą się, a kontakt z ludźmi to dla mnie priorytet. Sołtysi, dla dobra swojej wsi, poświęcają wiele wolnego czasu i energii, a przecież mają także życie prywatne i zawodowe.
Sołtyska Wierchlesia niedługo planuje powrót do pracy, a poza tym wychowuje trójkę dzieci. Jak sobie z tym radzi? - Dobrze, że mam wsparcie rodziny, mogę liczyć na męża, teściów, mamę i jakoś udaje się to wszystko pogodzić - wyjaśnia. - Trudnością tej pracy na pewno jest wieczne czuwanie nad wsią, tak jakby nad drugim domem oraz to, że na każdą sprawę trzeba poświęcić dużo czasu, wydeptać, wychodzić, wnioskować przez kilka miesięcy, czy nawet lat. Mam taki nawyk, że, jadąc przez wieś, patrzę, co by trzeba zrobić. Jednak, kiedy już uda się coś zrealizować, to jest to ogromna radość. Przyjemnie wraca się do domu, widząc te zmiany i mieć w tym swój udział.
Sebastian Golec, sołtys Starego Ujazdu
.jpg)
Sebastian Golec jest sołtysem Starego Ujazdu już kolejną kadencję. - Bycie sołtysem to ogromny zaszczyt - mówi. - Jesteś gospodarzem wsi, przedstawicielem danej społeczności, ludzie pokładają w nas zaufanie. A zakres obowiązków sołtysa bardzo się zmienił, dysponujemy funduszem sołeckim. Każdą złotówkę oglądamy przed wydaniem parę razy. Imprezy, które organizujemy, też są na coraz wyższym poziomie, bo wszystko robimy przy wielkim zaangażowaniu wielu społeczników. Sołtys Starego Ujazdu, podobnie jak inni, zauważa, że gotowym do działania trzeba być 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu. - Spraw jest bardzo dużo, ale praca sołtysa sprawia mi ogromną satysfakcję - przyznaje. - Czuję szacunek i wdzięczność mieszkańców, ale zmieniło się podejście urzędników do sołtysów.
Kiedyś pracowaliśmy razem, sołtys zgłaszał problem i szybko był rozwiązywany. Teraz mieszkańcy zgłaszają przewrócony znak koło remizy, sołtys przekazuje to do urzędu i włącza się odliczanie. Tydzień, dwa, trzy… Najlepiej wziąć łopatę i samemu go postawić. Bo osoby, które zgłaszają problem, mogą pomyśleć, że człowiek nic z tym nie zrobił. To dotyczy także inwestycji, jak na przykład budowy stawu w naszej wiosce. Mieszkańcy zgłaszali uwagi, ale jak się okazuje, nie można ich przeskoczyć. Na szczęście, jest wielu urzędników, którzy szanują naszą pracę. Koniec końców, bardzo cieszy mnie możliwość czynienia wspólnego dobra. I właśnie dlatego warto być sołtysem.
Krystyna Bajsarowicz-Spałek, sołtyska Staniszcz Wielkich

Krystyna Bajsarowicz-Spałek sołtysem Staniszcz Wielkich jest od 2006 roku. - Funkcja sołtysa jest zaszczytna, a to dlatego, że o wyborze decyduje zaufanie mieszkańców - tlumaczy. - Z drugiej strony, ta funkcja jest trudna, bo człowiek myśli, żeby nie zawieść mieszkańców. Ważna jest też uporczywość i stanowczość w działaniach, nie można popuszczać i przede wszystkim trzeba mówić. Choć w naszej miejscowości już wiele się dokonało, to jeszcze wiele jest do zrobienia. Pozostaje problem konserwacji rowów melioracyjnych, mostków, które nie są drożne, naprawa nawierzchni dróg asfaltowych.
Pani Krystyna zwraca uwagę, że musi być dobra relacja z mieszkańcami, radą sołecką i działającymi we wsi organizacjami. - To także dzięki ich zaangażowaniu wiele zadań zostało zrealizowanych – podkreśla. - Problemem jest również brak zaangażowania społecznego młodych. Pani sołtys zachęca szczególnie młode osoby, by wystartowały w kolejnej kadencji. - Człowiek z biegiem czasu się przyzwyczaja i ciężko jest coś zostawić, jeśli ma się tą świadomość, ile jest do zrobienia. Jednak czas na młode pokolenie, a ja zawsze będę pomocna i chętna do współpracy.
Roman Larisz, sołtys Otmic

Roman Larisz sołtysem Otmic jest od lutego 2019 roku, ale z samorządem miał już wcześniej do czynienia, jako radny gminy Izbicko. - Zdecydowałem się kandydować po części dzięki namowom mieszkańców, chociaż w dużej mierze miałem na to pewny pomysł - mówi. - Cieszę się bardzo, że teraz te moje plany na sołectwo są krok po kroku realizowane. Kiedyś sołtys to był ten starszy pan w gumowcach, dziś ta rola uległa już znacznej zmianie. Ludzie oczekują tego, żeby sołtys znał się na wszystkim.
Mnie cieszy to, że mieszkańcy Otmic są zadowoleni z tego, co się robi dla sołectwa. Jak dodaje, najbardziej cieszą go sytuacje, kiedy można pomóc komuś w rozwiązaniu jego problemu. - Gdyby tylko doba była dłuższa i pieniędzy było więcej, można by było zrobić jeszcze więcej - dodaje. - Tego, czego nie lubię, to sporów sąsiedzkich, bo tu nigdy nie wiadomo, po czyjej stronie powinno się stanąć. To są trudne sytuacje, gdzie trzeba zachować dystans i chłodne podejście. Jak podkreśla, sołtys nigdy nie działa w pojedynkę. Gdy ma się dobrą i pomocną drużynę, to można zdziałać dużo więcej. - Mogę pochwalić się najlepszą radą sołecką i działającą od zeszłego roku Młodzieżową Radą Sołecką - zaznacza. - "Sołtys tyle może, ile wieś pomoże" i ja się z tym w 100 procentach zgadzam.
Jerzy Stasz, sołtys Żędowic

Jerzy Stasz sołtysem Żędowic jest już trzecią kadencję . Wcześniej też działał społecznie, zawsze angażował się w pracach wokół parafii czy sołectwa. W drugiej kadencji zdobył wyróżnienie marszałka województwa za ilość pozyskanych funduszy z UE na rzecz sołectwa. - Pracowałem 37 lat w hucie „Andrzej” jako elektromechanik. Po przejściu na emeryturę koledzy zaproponowali mi, bym objął funkcję sołtysa. Wtedy jeszcze bardziej zaangażowałem się na rzecz sołectwa i inwestycji prowadzonych wraz z radą sołecką. Choć ciągle chciałoby się więcej – wspomina pan Jerzy.
Sołtys Żędowic jak sam twierdzi, społecznikiem trzeba być od urodzenia, a prace społeczne mieć w genach. Jako sołtys ceni sobie to, że wiele ludzi jest przychylnych i doceniają tą poniekąd niewdzięczną pracę. - Wszystkim i tak się nie wygodzi - przyznaje. - Najgorzej, gdy ktoś nie zna jakiejś sprawy, a krytykuje poczynania, choć sam nigdy nie zaangażował się w prace społeczne. Pomimo tego, funkcja sołtysa daje wiele satysfakcji szczególnie, gdy widać efekty naszej pracy. Jednak, by to wszystko funkcjonowało, trzeba mieć też dobry kontakt nie tylko z mieszkańcami, ale i urzędnikami czy burmistrzem.
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze