Pobiegł z Gliwic do Barcelony
W 2021 roku Tomasz Sobania pobiegł do Rzymu. - Pokonałem półtora tysiąca kilometrów. Udało mi się spotkać z papieżem - opowiada. Wyprawę przygotowywał znacznie wcześniej. Była zaplanowana na rok 2020, ale plany pokrzyżował koronawirus, który uniemożliwił trasę przez Słowenię. Do tego nie udało się na czas domknąć budżetu. Na szczęście zaległości zostały nadrobione...
- Przez 36 dni biegłem codziennie po 42 kilometry, a więc dystans, jaki liczy maraton - mówi biegacz. - W tym roku spełniłem kolejne marzenie. Przebiegłem dwa i pół tysiąca kilometrów w 63 dni, pokonując codziennie dystans maratonu. Trasa wiodła z Gliwic, przez Pragę, Monachium, Paryż, do Barcelony.
Wszystko poprzedziły przygotowania, wcale niełatwe.
- Na początku była duża presja, żeby dopiąć wszystko na ostatni guzik - przyznaje Tomasz Sobania. - Mam wrażenie, że zorganizowanie biegu było tak samo trudne, jak przebiegnięcie tych dwóch i pół tysiąca kilometrów.
Udało się wystartować. Ale nie wszystko szło z górki...
- Już trzeciego dnia, pod Nysą, poczułem, że się przeziębiłem. Biec maraton dziennie jest dużym wyzwaniem, a co dopiero biec z przeziębieniem. Ale się pozbierałem - opowiada maratończyk. - Na trasie były też inne trudne momenty. Był czas, że przez tydzień padał deszcz, musiałem walczyć z pogodą. Z kolei tysiąc pięćset kilometrów przed zakończeniem biegu pojawiły się problemy z kolanem.
Nie zabrakło też przygód.
- Jedną zapamiętałem dość dobrze. Już drugiego dnia w Hiszpanii, na parkingu, w biały dzień, zostaliśmy okradzeni. Zniknął mój zegarek sportowy, z którym biegłem całą trasę z Polski, w którym miałem zapisane wszystkie biegi. Poza tym zajechałem pięć par butów i zgubiłem okulary przeciwsłoneczne do biegania. Z drugiej strony jednak mijaliśmy wiele pięknych miejsc, spotkaliśmy niesamowitych ludzi, którzy chętnie pomagali nam po drodze, więc wszystko się równoważy.
Cel: Robert Lewandowski
Tomasz Sobania, rozpoczynając bieg, zapowiedział, że w Barcelonie chce spotkać się z Robertem Lewandowskim, obecnie napastnikiem hiszpańskiej FC Barcelony. Udało się.
- Bieg planowałem rok wcześniej, nie wiedziałem, że Robert będzie tam grał. Gdy dowiedziałem się, że tam przechodzi, zabiegałem o to, żeby się z nim spotkać, zwłaszcza że od dziecka jestem kibicem FC Barcelony - mówi. - Cztery dni przed zakończeniem biegu dostałem telefon, że jest szansa spotkania. Spotkaliśmy się dwa dni po zakończeniu biegu. Sam adres i godzinę spotkania otrzymałem w nocy, poprzedzającej dzień spotkania.
Panowie spotkali się w hotelu pod Barceloną.
- Robert miał dla mnie 20 minut - mówi biegacz. - Rozmawialiśmy o moim biegu, o tym, jak sobie radziłem, była też chwila na pogawędkę o piłce. Ciekawiło mnie, jak to jest wyjść na stadion, na którym jest sto tysięcy kibiców. Na koniec porozmawialiśmy o marzeniach. To było niesamowite spotkanie. Chyba nigdy nie czułem takiego spełnienia i satysfakcji.
Wyprawie, tak jak każdemu biegowi Tomasza Sobani, towarzyszył charytatywny cel. Do Barcelony pobiegł, by wesprzeć zbiórkę na rzecz klubu dla młodzieży z Gliwic.
- Już teraz młodzież może w tym miejscu bezpiecznie spędzić czas przy kubku gorącej czekolady, zagrać w bilarda czy tenisa stołowego, a także porozmawiać z psychologiem czy terapeutą oraz uczestniczyć w różnego rodzaju zajęciach o charakterze profilaktycznym w kontekście alkoholu i narkotyków - opowiada. - Klub jest zlokalizowany w okolicy, która słynie z tego, że używki, z tymi najcięższymi włącznie, są łatwo dostępne.
Chętni mogli przekazywać dowolne kwoty na zbiórkę pod nazwą "Ja biegnę, Ty pomagasz - zbiórka na rzecz klubu dla młodzieży z Gliwic" na stronie www.zrzutka.pl. Wspólnymi siłami udało się uzbierać prawie 60 tysięcy złotych. Na co dzień inicjatywę wesprzeć można, wspomagając gliwicką fundację "Arka Noego".
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!












Komentarze