Joanna Gerlich: Ludzie kojarzą pana z telewizji - z Kabaretu Rak, Barw Szczęścia. Urodził się i mieszka pan na Śląsku, nigdy nie ciągnęło pana do Warszawy na stałe?
- To jest ciekawe pytanie, bo Warszawa to jest takie miejsce wymarzone dla artystów. Jednak czy mieszkać? Nie będę na stolicę narzekał, bo bardzo mi się podoba. Miasto jest bardzo piękne w tej chwili i pięknieje z dnia na dzień. Poza tym, jeśli pojedzie się do Krakowa, to tam jest pełno krakusów, jak pojedzie się do Katowic to tam jest pełno hanysów, a w Warszawie spotkanie prawdziwego warszawiaka graniczy z cudem - tam siedzi cała Polska. Miasto jest fajne, jedynie źle się kojarzy, bo tam zawsze jest rząd, a jeszcze nie było dobrego rządu. Zarówno u nas, jak i wszędzie (śmiech).
Śląsk jednak jest piękniejszy.
- Jesteśmy tak pięknie logistycznie umieszczonym regionem, że dziwię się, że jeszcze wszystkie firmy nie są na Śląsku. Mamy wszystko, lotnisko, kolej, autostrady i wszędzie blisko - metropolia.
Pan z urodzenia jest Ślązakiem.
- Oczywiście, z dziada pradziada. Kiedyś zadałem sobie trud i zacząłem szukać moich przodków, to wszystko kończyło się na Śląsku - między Łagiewnikami a Miasteczkiem Śląskim.
Co pana urzeka w Śląsku?
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, bo jestem prawdziwym Ślązakiem. Ludzie, którzy nie są ze Śląska, ale przyjechali tutaj, opowiadają, co ich urzekło. Często jest to prostota ludzi, ale w tym dobrym znaczeniu, szczerość, że jest czarne i białe, pracowitość i gościnność. Ale ja się w tym wychowywałem. Do 18. roku życia nie znałem innych miejsc w Polsce niż Śląsk, dlatego mnie nic nie urzekło, bo ja zawsze byłem oczarowany tym regionem. Jak mówiła moja babcia, wszędzie dobrze, ale najlepiej w domu
A gdyby miał pan wybrać - aktorstwo czy muzyka, co by Pan wybrał?
- W życiu zawsze dryfowałem, było trochę muzyki, trochę teatru, bo jestem aktorem teatralnym, trochę artystą kabaretowym. W różnych okresach mojego życia ta szala się przeważała, a teraz to jest taki mix wszystkiego i to najbardziej kocham. W zależności od tego, jaka jest widownia i jaka jest moja forma danego dnia, to występ dryfuje w jedną albo drugą stronę. Kocham występy z publicznością na żywo, bo one są jedyne i niepowtarzalne.
Wiem, że hoduje pan szczygły. Dlaczego nie gołębie?
- Ojciec hodował gołębie, a ja jakoś od dziecka byłem zakochany w kanarkach, później w szczygłach. A teraz mam szczep typowo hodowlany, mamy też swój związek. I to jest rzeczywiście moja pasja, bo na tym nie zarabiam, bardziej w to inwestuję, żeby miały lepsze warunki. Coraz więcej czasu temu poświęcam i daje mi to mnóstwo radości. Teraz zaczynają się lęgi, więc ciągle przybywa nowych ptaków.
Był pan już kiedyś w Strzelcach Opolskich?
- Zawsze jak się jeździło starą drogą do Opola, to Strzelce były takim fajnym miejscem, bo się mówiło, że już prawie jest się w Opolu. Ale Strzelce kojarzą mi się też z moim kolegą Arkiem Jakubikiem, bo byliśmy razem na studiach. I to dopiero od niego dowiedziałem się, że jest tutaj jeden z większych zakładów karnych w Polsce. W Strzelcach na dłużej to mało kiedy się zatrzymywałem, przejazdem byłem tu bardzo często. Natomiast dobrze mi się kojarzyły, bo były blisko Opola i blisko Tarnowskich Gór. Zawsze łączyłem też Strzelce z Górą św. Anny, bitwami na Annabergu i III powstaniem śląskim.
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze