Anestezjolog Radosław Masłoń, kierownik bloku operacyjnego SPZOZ w Kędzierzynie-Koźlu:
Wszyscy zaczęliśmy działać w szpitalu stricte dedykowanym tym zakażonym ludziom. Zostajemy postawieni w okolicznościach takich, do których de facto nie ma precedensów w skali świata. Nie ma. Co to jest za choroba? Jak to się może objawiać? Nie wiadomo. Parę tygodni temu raptem jakichś kilka doniesień z Chin... Umówmy się, były wobec nich jakieś wątpliwości. I nagle zostajesz sam, w korytarzu, gdzie z reguły rzeczy mało przyjemne dla zdrowia i życia, sytuacje krytyczne dzieją się w nocy...
Pierwszy pacjent przyjęty na oddział intensywnej terapii w naszym szpitalu covidowym to był - stety lub niestety - mój dyżur. Przyjechał człowiek w bardzo ciężkim stanie, przede wszystkim z niewydolnością oddechową. Coś, co można zmierzyć, to jest przede wszystkim saturacja, czyli nasycenie krwi tętniczej tlenem. Norma dla człowieka dorosłego to jest około dziewięćdziesięciu kilku procent, w zależności od jego wyjściowego stanu zdrowia. Natomiast tacy ludzie potrafili mieć po trzydzieści parę, czterdzieści parę, pięćdziesiąt procent. Duszności... Nawet niekoniecznie sinieją, tylko byli raczej bladzi, szarzy tacy... Normalny człowiek - każdy z nas, młody, zdrowy - jeśli przestanie oddychać, to w dość krótkim czasie zdesaturuje, ta saturacja spadnie, ale to będzie widać, on będzie siny w jakiś sposób. Natomiast u tych ludzi, jak się później już okazało, tego tak nie widać, to się tak nie manifestuje, nie aż tak. Dlatego, że to postępuje wolniej. Przyjeżdża człowiek, któremu jest duszno, podawany ma tlen w maksymalnych przepływach, jakie się da... I masz wrażenie, że wyniki kłamią, że to jest niemożliwe. Co więcej, podręczniki anestezjologii czy intensywnej terapii mówią o tym, że człowiek w duszności nie jest w stanie mówić pełnymi zdaniami, a tutaj ten człowiek normalnie z tobą rozmawia. Wstaje, bo po prostu zachciało mu się wstać, przejść, do toalety. Jest kompletnie nieświadomy, nie wie, co się z nim dzieje. Być może będzie nawet odpowiadał względnie sensownie na zadane pytania, ale nie wie zupełnie, co się dzieje i gdyby zostawić go na kolejne trzy minuty, to ten człowiek umrze. To jest nieprawdopodobne.
Chciałbym, żeby tego już nie było i chciałbym, żeby nie było tego, co się już zdarzyło. Pewnych rzeczy nie da się zapomnieć. Mówisz człowiekowi, żeby odebrał telefon - bo dzwoni do niego rodzina - żeby odebrał telefon i powiedział, że będzie intubowany. Że będzie musiał oddychać za niego respirator, a na pytanie "ile to potrwa?" musisz odpowiedzieć, że nie wiesz. Tyle, ile będzie trzeba. A za godzinę ten człowiek nie żyje. Dzwonił do córki powiedzieć, że będzie intubowany. Ja mówię o tych, z którymi ja takie sytuacje przeżyłem. Z iloma? Pewnie każdego dnia ktoś taki był.












Komentarze