Siódmego lutego Związek Młodzieży Mniejszości Niemieckiej (BJDM) zainicjował akcję #wPolsceusiebie
#naszHeimat, która jest wyrazem sprzeciwu wobec działań opolskiego posła Janusza Kowalskiego zmierzających do likwidacji dwujęzycznych tablic na przystankach kolejowych w Dębskiej Kuźni i Chrząstowicach. O sprawie pisaliśmy w poprzednim numerze Strzelca Opolskiego.
Akcja młodzieży zyskała wielu zwolenników, którzy między innymi fotografowali się pod dwujęzycznymi tablicami w swoich miejscowościach ustawionych na mocy ustawy o mniejszościach narodowych w Polsce. Zdjęcia wrzucali na Facebooka między innymi mieszkający w Staniszczach, Leśnicy czy Izbicka.
Jeden z naszych Czytelników przesłał nam też zdjęcie z czeskiego Zaolzia - tam dwujęzyczne nazwy: polska i czeska, nie wzbudzają sprzeciwów polityków. Czytelnik skierował za naszym pośrednictwem pytanie do posła Kowalskiego: Czy podpisałby się pod wnioskiem do Czechów o ściągnięcie polskich oznakowań np. w Trzyńcu?
Poseł odpowiedział:
- Zgodnie z polskim prawem nie można stosować języka mniejszości narodowej w stosunku do oznaczeń stacji kolejowych. Niemieckie nazwy stacji w Chrząstowicach i Dębskiej Kuźni są nielegalne. W Niemczech nie ma ani jednej stacji kolejowej w języku polskim. Polacy w Niemczech i Polonia nie są traktowani jako mniejszość narodowa. W Czechach jest prawo pozwalające oznaczać stacje kolejowe w języku mniejszości - w Polsce takiego prawa nie ma - odpowiedział nam Janusz Kowalski.
Czy rzeczywiście takiego prawa nie ma? Rozporządzenie PKP Polskich Linii Kolejowych - Narodowego Przewoźnika mówi, że dwujęzyczne nazwy na stacjach kolejowych mogą być używane: gdy miejscowość ta znajduje się w gminie, która ujęta jest na Liście gmin wpisanych na podstawie art.12 ustawy z dnia 6 stycznia 2005 r. o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym (Dz. U. 2017, poz. 823) do Rejestru gmin, na których obszarze używane są nazwy w języku mniejszości. Brzmienie dodatkowej nazwy stacji w języku mniejszości narodowej, etnicznej lub w języku regionalnym, musi być takie samo jak nazwa miejscowości, zamieszczona na liście, o której mowa w ust. 2 pkt 1.
Jak regulowana jest sprawa topograficznych nazw terytoriów zamieszkałych przez mniejszości narodowe w Niemczech? Poseł Kowalski ma rację, że mieszka tam wielu Polaków - między innymi dlatego, że zadeklarowali oni przynależność do narodu niemieckiego i przed laty wyjechali z Polski. Ci, którzy „wyjeżdżali” z kraju z przyczyn zarobkowych czy politycznych nie stanowią historycznie zamieszkałej na terenach Niemiec mniejszości narodowej... W Niemczech prawo do używania dwujęzycznych tablic mają mniejszości, które od setek lat osiedlały się na danych terenach. I tak podwójne nazwy ulic czy miejscowości można tam spotkać w językach: duńskim (Szlezwik-Holsztyn), fryzyjskim (Szlezwik-Holsztyn i Dolna Saksonia), dolnoniemieckim (w wielu rejonach), górnołużyckim (Saksonia) i dolnołużyckim (Brandenburgia). Status języka mniejszościowego ma także język romski (Hesja).
Przypomnijmy, że Polska jest sygnatariuszem Konwencji ramowej o ochronie praw mniejszości narodowych. Podpisały ją państwa członkowskie Rady Europy dla większej jedności jej członków w celu ochrony i urzeczywistnienia ideałów i zasad, które są ich wspólnym dziedzictwem.
Sołtys Izbicka Krzysztof Graca włączając się w akcję #wPolsceusiebie zapytał mieszkańców za co kochają swoją miejscowość. Jedna z odpowiedzi brzmi: Za to, że stanowimy jedność, samorząd jest blisko ludzi i ich problemów, mieszkańcy są pomysłowi i mają inicjatywę.
W Polsce za dużo mamy podziałów. Rada dla polityków: wprowadzajcie inicjatywy, które łączą ludzi. Nie chcemy powrotu do przeszłości. Gdy jakiś czas temu w powiecie pojawiły się dwujęzyczne tablice nazwy niemieckie były regularnie zamalowywane przez przeciwników ich wprowadzenia. Z czasem proceder ten ucichł, a malkontenci przekonali się, że nie są one przejawem germanizacji, a wielokulturowości.












Komentarze