Grzegorz Gasz: Jest ksiądz w Strzelcach Opolskich od ponad miesiąca. Jakie są pierwsze wrażenia z posługi w znacznie większej parafii?
Ks. Daniel Breguła: Parafia św. Wawrzyńca to zupełnie inna rzeczywistość – jest zdecydowanie większa i miejska. Dzieje się tu o wiele więcej, choć w Chróścinie również nie narzekałem na brak obowiązków. Tam byłem sam i musiałem zajmować się wszystkim. Tu, na szczęście, mnogość zadań dzielona jest między księży wikariuszy i księży seniorów. To właśnie dzięki nim możemy funkcjonować tak, jak funkcjonujemy – być dla ludzi, jeśli chodzi o msze święte i intencje. Przykładowo w niedzielę 28 września na mszy o godzinie 11:30 było nas ośmiu przy ołtarzu. Staramy się bowiem nie odmawiać, gdy ktoś prosi nas o mszę w ważnej dla siebie intencji.
Jak ksiądz odbiera swoich nowych parafian?
– Cóż powiedzieć? Jestem tutaj zbyt krótko. Zresztą nie mnie oceniać. Czas pokaże. Niemniej jednak od początku doświadczyłem tutaj dużej życzliwości, otwartości i gotowości do współpracy. Zaraz na początku swojej posługi w Strzelcach zostałem zaproszony, aby wziąć udział w dożynkowej pielgrzymko-wycieczce do Gdańska. Oczywiście skorzystałem z tego zaproszenia, uznając to za dobrą okazję do poznania niektórych parafian. I tak też się stało. Poznałem wielu wartościowych ludzi ze Strzelec i okolic. Jestem przekonany, że w parafii nie brakuje ludzi, którzy angażują się w wiele spraw duszpasterskich i gospodarczych. Ufam, że będą mi pomagać w realizacji różnych inicjatyw duszpastersko-gospodarczych.
A czy jest coś, co po tych nieco ponad 30 dniach napawa księdza optymizmem albo przeciwnie – budzi obawy?
– Nie mam obaw. Przyszedłem tutaj z pozytywnym nastawieniem. Gdybym go nie miał, nie zgodziłbym się na tę misję. Odczytuję to jako zadanie powierzone mi przez księdza biskupa, a przede wszystkim jako wolę Pana Boga. Idę jako posłany, aby spełnić misję, wykonać zadanie bez uprzedzeń, lęku i obiekcji. Mam służyć i będę robił to najlepiej, jak potrafię – wraz z księżmi wikariuszami.
Oprócz funkcji proboszcza pełni ksiądz także ważną rolę w kurii – jest wicedyrektorem Wydziału Finansowo-Gospodarczego diecezji opolskiej. Czy te obowiązki nie kolidują ze sobą?
– Myślę, że nie. Wszystko zależy od dobrej organizacji. Żyjemy w czasach, gdy brakuje księży, więc obowiązków jest więcej, ale da się to pogodzić. Sprawy duszpasterskie i materialne często się przenikają. Do kurii jeżdżę dwa dni w tygodniu – wtedy dobrze zastępują mnie wikariusze. Pomagają nam także świeccy, którzy angażują się w życie parafii. Bo prawda jest taka, że ksiądz nie ogranicza się do odprawienia jednej czy dwóch mszy – obowiązków jest znacznie więcej.
Mówi ksiądz o osobach świeckich. Na Zachodzie to właśnie oni często zajmują się sprawami administracyjnymi parafii, a księża koncentrują się na duszpasterstwie. Czy to dobry kierunek?
– To kwestia, nad którą warto się pochylić. Jest wielu świeckich – ludzi Kościoła – którzy mają wiedzę oraz doświadczenie i mogliby wesprzeć kapłanów. Duchowni często nie mają bowiem wystarczającej wiedzy z zakresu prawa, administracji czy ekonomii. Owszem, dokształcamy się albo uczymy na bieżąco, ale to nie zawsze wystarcza. W Chróścinie korzystałem z pomocy świeckich doradców, którym ufałem. Ksiądz nie musi być specjalistą od wszystkiego – jego główną rolą są sprawy duchowe i duszpasterskie.
A skoro już mówimy o gospodarce parafialnej i zarządzaniu, czy planuje proboszcz jakieś inwestycje?
– Coś się rodzi w głowie, ale trzeba do tego podchodzić spokojnie i roztropnie. Musimy mierzyć siły na zamiary, bo żyjemy z ofiarności ludzi. Na razie zajmujemy się remontem klasztoru sióstr michalitek (tj. Zgromadzenie Sióstr Świętego Michała Archanioła – red.). My, jako parafia, prowadzimy prace budowlane, a siostry dokładają się do wykończenia. To duże wyzwanie finansowe, stąd ostatnia zbiórka przed kościołem. Cieszymy się jednak, że w czasie, gdy gdzie indziej klasztory się zamyka, w Strzelcach powstaje już drugi.
Sióstr michalitek wcześniej w Strzelcach nie było. Zamieszkały tu dopiero przed miesiącem. Czym się zajmują?
– Siostra Judyta jest zakrystianką, siostra Ewelina – katechetką, która podejmie pracę w szkole, a siostra Eleonora, przełożona, angażuje się we wspólnotę niewiast MI-KA-EL, prężnie działającą w tym regionie.
Czy prócz remontu klasztoru planowane są także inne inwestycje?
– Jest kilka spraw do załatwienia na plebanii – chodzi o instalacje hydrauliczne, elektryczne i grzewcze. Chciałbym to zrobić tak, jak w każdym domu wykonuje się od czasu do czasu remont. Musimy patrzeć ekonomicznie – utrzymujemy nie tylko kościół, ale i plebanię. Pojawia się kwestia ogrzewania i ocieplenia. Dach i okna zostały już pięknie zrobione przez ks. proboszcza Rudolfa. To dużo, ale budynek jest stary, więc być może potrzebna będzie izolacja i dodatkowe ocieplenie, aby nie nadużywać finansów parafii na nadmierne ogrzewanie. Trzeba się zastanowić, w co zainwestować, aby w przyszłości przyniosło to oszczędności.
Badania IPSOS wskazują, że Polacy coraz mniej ufają Kościołowi instytucjonalnemu. Czy ma ksiądz odpowiedź na pytanie, jak przyciągnąć ludzi z powrotem do Kościoła?
– Dzieci nie ma w kościele, bo nie ma w nim ich rodziców. To kwestia wychowania i relacji z Bogiem w domu. Jeśli coś jest ważne dla rodziców, przekazują to dzieciom. Wtedy nie ma problemu – maluchy są i w niedzielę na mszy, i na mszy szkolnej. Dziś mamy często uczestnictwo sytuacyjno-sakramentalne: chrzest, komunia, bierzmowanie, czasem ślub. Wielu ludzi przeżywa swoją wiarę w ten sposób. Kościół ich jednak nie wyklucza – staramy się docierać do wszystkich, m.in. przez kolędę. Czasem otwierają drzwi ci, którzy na co dzień nie chodzą do kościoła. Dobrze wtedy porozmawiać, wyjaśnić wątpliwości – może dzięki temu zaufają nam i zaczną czynniej uczestniczyć w życiu parafii. Gotowej recepty na to nie ma. Pewne jest jedno – sami musimy być w dobrej relacji z Panem Bogiem i dawać świadectwo życia, jeśli chcemy pociągnąć za sobą innych.
Jak widzi ksiądz siebie w Strzelcach za pięć lat? Może wiąże się z tym konkretny cel do realizacji?
– Nie wiem, co będzie za pięć lat. Jak Pan Bóg da, będę tu dalej. A co się wydarzy – czas pokaże. W poprzedniej parafii też nie planowałem dalekosiężnie i nie spodziewałem się propozycji przenosin. Miejsce, gdzie jestem posłany, zawsze traktuję jako mój dom i w pełni angażuję się w sprawy duszpasterskie i materialne. Skupiam się na sprawach teraźniejszych i codziennych. Widzę wiele rzeczy wymagających uporządkowania czy odświeżenia – nie tylko materialnych. Każdy, kto przychodzi na nowe miejsce, ma inne spojrzenie, ale to nie oznacza rewolucji. Jestem tylko kolejnym proboszczem, który wpisuje się w wieloletnią historię tej parafii. Oczywiście po konsultacji z radą duszpasterską można pewne rzeczy modyfikować, jeśli są ku temu przesłanki. Zawsze jednak trzeba działać z korzyścią dla parafii. Nie boję się zmian, jeśli są potrzebne.
A czy jest jakieś motto, którym kieruje się ksiądz proboszcz w swojej posłudze?
– Lubię przebywać z ludźmi i tworzyć relacje. Dla mnie człowiek jest drogą Kościoła. Mam być dla ludzi – być ludzkim kapłanem. Oczywiście w sprawach Bożych, a nie przez pozwalanie na wszystko. Chcę pokazywać ludzką twarz Kościoła, a nie obraz pełen instytucjonalizmu i zgorzknienia. Chciałbym – tak jak mówiła Urszula Ledóchowska – kierować się „apostolstwem uśmiechu”. Być kapłanem, który potrafi się uśmiechnąć, zwracać do ludzi z pogodą ducha. To bardzo potrzebne, aby do księdza nie bano się podejść, by kapłan przyciągał, a nie odpychał.
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!











Komentarze