Tę datę rodzina Gordzielików z Suchodańca zapamięta na całe życie: 22 kwietnia 2020 r. W domu na poddaszu smacznie spało małe dziecko i jego rodzice, a na dole dziadkowie. Była trzecia nad ranem, gdy jeden z domowników zauważył pożar. Zaalarmował pozostałych: pali się! Wszyscy w popłochu wybiegli z domu...
- Wsadziłam małą do samochodu, jechałam przez wieś, do siostry, miałam wciśnięty klakson, by wezwać sąsiadów na pomoc - opowiada Lidia Gordzielik.
- Ostatnio codziennie budziłam się ok. 3 nad ranem, nie mogłam spać, byłam niespokojna, teraz myślę, że to był jakiś znak - dodaje jej córka Marzena. - Tej nocy obudził mnie jakiś hałas, jakby kot albo kuna... poszłam do łazienki, wyjrzałam przez okno i zobaczyłam płomienie... Gdybym wtedy nie wstała, doszłoby do tragedii. Ogień pojawił się na poddaszu, tuż nad głową córeczki - opowiada zdenerwowana.
Zanim przyjechały straże pożarne, rodzina i osoby, które zdołały już przybyć ze wsi, ratowały sprzęty, meble, co się dało.
- Gdy pojawili się strażacy, odsunęli nas od akcji, zabezpieczyli teren, szybko, sprawnie wynosili przedmioty z budynku, nawet ubrania segregowali do pudełek... Wykazali się wysokim profesjonalizmem - relacjonuje pani Lidia.
- Chcieli jeszcze wynosić rzeczy z naszej sypialni, powiedziałam, żeby dali spokój, że nie ma tam nic cennego, ledwo wyszli - zawalił się tam sufit - dodaje jej córka.
- Działali tak, że dom nie został cały zalany wodą z sikawek - przyznaje pani Lidia. - Do remontu jest dach, strych i pierwsze piętro, parter pozostał suchy, nienaruszony...
Akcja związana z gaszeniem pożaru trwała ponad cztery godziny. Brały w niej udział zastępy z jednostki ratowniczo-gaśniczej w Strzelcach Opolskich oraz zastępy z Ochotniczej Straży Pożarnej w Izbicku, Krośnicy i Suchej i Kadłuba. W sumie 12.
- Strażacy starali się ugasić ogień na dachu i nie dopuścić do jego rozprzestrzenienia się na sąsiedni budynek gospodarczy - informuje starszy brygadier Piotr Zdziechowski z KP PSP w Strzelcach Opolskich.
Po opanowaniu żywiołu, trzeba było rozebrać poddasze, usnąć nadpalone elementy konstrukcji i ocieplenia, sprawdzić wszystko kamerą termowizyjną, by wykluczyć kolejne zarzewia ognia.
Poszkodowana rodzina, choć zrozpaczona rozmiarem zniszczeń, jest podbudowana tym, że zaraz po tragedii spływały do niej słowa pociechy i propozycja konkretnej pomocy od wielu osób i firm...
- Nie wiem, jak im wszystkim dziękować, wielu nawet jeszcze nie zdołałam... - opowiada Lidia Gordzielik. - Zanim dotrzemy ze słowami wdzięczności do każdego z osobna, chcemy to zrobić za pośrednictwem „Strzelca Opolskiego”: Dziękujemy strażakom za poświęcenie i odważną walkę o uratowanie naszego mienia, mieszkańcom wioski, którzy przybyli na ratunek, a potem pomagali w uporządkowaniu wszystkiego po pożarze, a także tym, którzy do nas pisali, dzwonili, by podtrzymać na duchu. Jesteśmy wdzięczni firmie Grabowscy za dar serca, przedsiębiorstwu Budmax, firmom Andrzeja i Waldemara Hurek, Dariusza Stryczka oraz Damiana Skowronka, a także firmie Radar Waldemara Wacławczyka, dziękujemy Urzędowi Gminy, sołtysowi Suchodańca Waldemarowi Krawczykowi, Andrzejowi Piechocie, Ewelinie Lipok - baz waszego psychicznego wsparcia, użyczonego sprzętu, potrzebnych materiałów - nie poradzilibyśmy sobie w tak trudnym dla nas czasie!
Państwo Gordzielikowie są przekonani, że czuwała nad nimi Opatrzność - nikomu nic się nie stało!
- Dziękujemy za to Bogu! - mówią.
Komentarze