Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 3 maja 2024 14:39
Reklama PKW

Zmarł papież Benedykt XVI. Kiedyś odprawił mszę na Górze św. Anny

Zmarł papież Benedykt XVI. Odszedł 31 grudnia 2022 roku, w wieku 95 lat. Arcybiskup Alfons Nossol, były ordynariusz diecezji opolskiej, był jego przyjacielem. Oto, jak wspomina m.in. ich wspólną wizytę na Górze św. Anny.
Zmarł papież Benedykt XVI. Kiedyś odprawił mszę na Górze św. Anny
Zmarł papież Benedykt XVI

Autor: Wikimedia Commons / H. Elvir Tabakovic, Can. Reg. / Propstei St. Michael, Paring

Zmarł papież Benedykt XVI

Zmarł papież Benedykt XVI. Odszedł 31 grudnia 2022 r. Miał 95 lat. Był schorowany od dłuższego czasu. O pogorszeniu jego stanu papież Franciszek poinformował w środę 28 grudnia podczas audiencji generalnej.

- Chciałbym prosić was wszystkich o specjalną modlitwę za emerytowanego papieża Benedykta, który w milczeniu podtrzymuje Kościół. Pamiętajmy o nim. Jest ciężko chory, proszę Pana o pocieszenie i wsparcie w tym świadectwie miłości do Kościoła, aż do końca - powiedział.

O tym, że Benedykt XVI nie żyje, Watykan poinformował w komunikacie. Wskazano w nim, że zmarł o godz. 9.34.

Jak abp Alfons Nossol poznał przyszłego papieża

Abp Alfons Nossol, emerytowany biskup opolski o swoim wieloletnim przyjacielu, papieżu Benedykcie XVI:

- Na długo zanim miałem okazję poznać go osobiście, nawiązałem bliski kontakt z jego książkami. Jeszcze na studiach w Lublinie był to jeden z moich ulubionych autorów teologicznych. On ma niesłychany dar chwytania esencji, istoty rzeczy, nie błądzi po peryferiach. Dlatego też swoją pierwszą encyklikę poświęcił miłości, która jest istotą i swego rodzaju definicją Boga. Urzekał mnie też zawsze pięknem swojego języka. Zresztą doceniam to nie tylko ja. Ze względu na piękno jego francuszczyzny został przyjęty – jako jedyny kardynał nie-Francuz – do grona Akademii Francuskiej. Piękno w ogóle pełni w jego teologii ważną rolę. Benedykt XVI porywa tym młodych ludzi, którzy są naturalnie wrażliwi na piękno, niezależnie od tego, czy są wierzący czy niewierzący.

- Na pewno jedną z najważniejszych dla mnie jego książek było „Wprowadzenie do chrześcijaństwa”, czyli synteza posoborowej teologii. Kupiłem ją w Sztokholmie w roku 1967 i była wtedy dla mnie prawdziwym odkryciem. Jeździłem tam podczas wakacji, by zastępować mojego wujka, salezjanina, który w tym czasie wyjeżdżał na urlop. Ze względu na niego podczas studiów na KUL-u zapisałem się na lektorat języka szwedzkiego. Odtąd mogłem – podobnie jak czynił to przez blisko 50 lat mój wujek – odprawiać w niedzielę w Sztokholmie trzy msze święte: po niemiecku, po polsku i po szwedzku.

- Wspomnianą książkę wypatrzyłem w jedynej w Sztokholmie katolickiej księgarni, prowadzonej przez ojców jezuitów. Niestety, okazało się, że nie mam dość pieniędzy, by ją kupić. Wtedy, wyjeżdżając za granicę, można było wywieźć z Polski raptem pięć dolarów, a wujek nie zostawił mi ani grosza. Wychodził z założenia, że kto nie ma pieniędzy, ten nie powinien podróżować. Wchodząc do księgarni, w kieszeni miałem zaledwie 20 koron. Książka kosztowała 22.

- Zaproponowałem, że za kilka dni doniosę brakujące dwie korony. Księgarz, brat jezuita, odmówił. Z trudem go ubłagałem, by mi odłożył książkę pod ladę. Na szczęście zostałem poproszony o odprawienie mszy św. w klasztorze sióstr de Notre Dame w dzielnicy Naka w zastępstwie ich duszpasterza. Siostry dały mi za to stypendium mszalne w wysokości siedmiu koron. Pod koniec pobytu w Sztokholmie mogłem wreszcie wykupić „mojego” Ratzingera. (…)

- Książka bardzo się przydała. Na zakończenie każdego z traktatów teologicznych z Ratzingerem w ręku wyjaśniałem, jak zastosować tę wiedzę w praktyce katechetycznej. Studenci słuchali urzeczeni. Prosili nawet, bym opuszczał teoretyczną część wykładu i przechodził od razu do Ratzingera. To były tak nowatorskie ujęcia, że niektórzy studenci pytali mnie nawet, czy to jest jeszcze katolicka teologia. Zapewniałem, że tak, a autor jest słynnym profesorem z uniwersytetu w Tybindze.

Msza św. na Górze św. Anny

- Osobiście poznaliśmy się podczas Europejskiego Spotkania Teologów Systematycznych. Szybko znaleźliśmy wspólny język. Rozmawialiśmy bardzo dużo i szybko przeszliśmy na ty. Rozmawialiśmy nie tylko o teologii. Jego bardzo interesowała polska młodzież i nasz sposób życia tu na Śląsku. Po raz pierwszy zaprosiłem go do nas, jak był biskupem Monachium. Na odwiedziny znalazł w końcu czas dopiero jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary. Umówiliśmy się, że przyjedzie na pielgrzymkę mężczyzn i młodzieży męskiej w ostatnią niedzielę czerwca 1983 roku.

- Kiedy się umawialiśmy, nie mogliśmy jeszcze wiedzieć, że pięć dni wcześniej to miejsce odwiedzi Jan Paweł II. Kardynał chciał zrezygnować. Uważał, że na tę pielgrzymkę tuż po spotkaniu z papieżem nikt nie przyjedzie. Uspokajałem go, że mężczyzn i młodzieńców będzie przynajmniej 20 tysięcy. Było ponad pięćdziesiąt. Nie zmieściliśmy się w grocie lurdzkiej. Na szczęście nie był jeszcze zdemontowany nie tylko ołtarz papieski, ale nawet nagłośnienie. Kardynał odprawiał tam mszę i był bardzo poruszony tą ludzką masą.

- W drodze z Góry św. Anny przeprawiliśmy się przez Odrę promem. Kardynał wspominał, że z podobnego promu korzystał kiedyś na rzece Inn w Bawarii. Zresztą on chętnie porównywał Bawarię do Śląska. Wspominaliśmy przy okazji naszą młodość.

- Byliśmy wtedy razem m.in. w Krakowie, na Jasnej Górze, we Wrocławiu i w Trzebnicy. Pojechaliśmy także do Krowiarek koło Raciborza, na jubileusz 25-lecia święceń ks. Leonarda Gajdy. Kardynał był bardzo ciekawy, jak obchodzi się u nas takie uroczystości. Nie uprzedzałem nikogo, że przyjadę nie sam, ale z samym prefektem Kongregacji Nauki Wiary. A gospodarze, zgodnie z tamtejszym zwyczajem, przysłali na granicę parafii specjalnie przystrojoną na powitanie biskupa bryczkę. Problem w tym, że było w niej tylko jedno biskupie miejsce. Prosiłem ks. kardynała, by usiadł na tym honorowym, przystrojonym kwiatami miejscu, a sam usiadłem na koźle obok pana, który powoził pojazdem. Prosiłem, żeby dał mi choć bat do potrzymania, żebym nie siedział bezczynnie.

- Kardynał odwiedził też Chorulę. Poświęcił tam kamień węgielny pod budujący się kościół. Powiedział – patrząc na pobliskie kominy fabryczne – piękne kazanie o potrzebie harmonii między pracą i modlitwą. Wiele razy pytał mnie potem o swoją „katedrę” w Choruli. Był też na kawie w moim rodzinnym domu. Dziwił się, że moi starsi bracia perfekcyjnie mówią po niemiecku. Uświadomiłem mu, że jak wszyscy Ślązacy z ich generacji chodzili do niemieckiej, a nie do polskiej szkoły.

- Sam dał w Opolu pokaz swoich ogromnych możliwości językowych. W sali kapitulnej naszej kurii miał wykład dla księży. Pytał, w jakim języku ma przemawiać. Ponieważ przeważali tam starsi kapłani, wybrali łacinę. Kardynał wygłosił bezbłędny wykład w tym języku, choć miał przed sobą niemiecki tekst. Tłumaczył na żywo. To jest właśnie taki człowiek – perfekcjonista. I odkąd go pamiętam, zawsze coś czytający albo uczący się słówek. Uczył się właściwie nieustannie.

Radość Polaków większa, niż Niemców

Kiedy zbliżało się konklawe, dopuszczałem taką możliwość, że to właśnie Joseph Ratzinger zostanie wybrany. Myślałem, że jeśli miałby zostać wybrany teolog, to tylko najlepszy, najwyższej klasy. Podobne odczucie miało wielu ludzi w Kościele. Kardynał Joachim Meisner z Kolonii opowiadał mi, że tuż przed konklawe był na kolacji w bawarskiej restauracji niedaleko Watykanu. Właściciel gospody spekulował, kto też zostanie papieżem. Mówił kardynałowi Meisnerowi, że być może na następną kolację przyjdzie już jako Ojciec Święty. Meisner powiedział, że to niemożliwe, bo wybrany musi być zawsze najlepszy.

- Nie pomylił się. Bałem się tylko, że nawet gdy kardynałowie wybiorą Josepha Ratzingera, ten im odmówi ze względu na wiek i trapiące go choroby. Jako kardynał miał dwa wylewy, przy pierwszym nawet stracił przytomność. Na szczęście pomoc przyszła szybko. Benedykt XVI jest niezwykle punktualny, kiedy chodził w Rzymie ze swego mieszkania do pracy w kongregacji i z powrotem, można było według tych wędrówek regulować zegarki. Chyba naśladował w tym słynnego filozofa z Królewca Immanuela Kanta. Kiedy kardynał raz spóźnił się na obiad, jego siostra zadzwoniła do kongregacji. Portier znalazł go w jego gabinecie. Leżał pokrwawiony, oparty o kaloryfer. Przewieziono go natychmiast do kliniki Gemelli, gdzie lekarzom udało się go przywrócić do sprawności.

- Wiadomość o wyborze Benedykta XVI usłyszałem w radiu w swoim mieszkaniu i natychmiast pobiegłem do katedry, gdzie trwała msza, żeby ogłosić wiernym ten wybór. Dokładnie tak samo zrobiłem 16 października 1978 roku po wybraniu Jana Pawła II. Uczestnicy wieczornej mszy na nazwisko Ratzinger i imię Benedykta XVI zareagowali brawami.

- Miałem wtedy i niezmiennie mam teraz przekonanie, że wybór papieża Niemca zaraz po papieżu Polaku jest darem Ducha Świętego. W jednym z kazań po zakończeniu konklawe powiedziałem, że wraz z tym wyborem ostatecznie zakończyła się druga wojna światowa. Sam Pan Bóg wysłał nam czytelny znak wzywający do pojednania między naszymi narodami. Po pogrzebie Jana Pawła II i kazaniu kardynała Ratzingera pełnym autentycznej nadziei i niezwykle ciepłych wspomnień o polskim papieżu, który stoi w oknie domu Ojca i nam błogosławi, jego wybór został przyjęty bardzo dobrze w polskim społeczeństwie i w Episkopacie Polski, ale niektórym biskupom niemieckość papieża mimo wszystko trochę przeszkadzała.

- Polacy powitali generalnie wybór nowego papieża bardzo życzliwie i z pewnością z większym entuzjazmem niż sami Niemcy. Sądzę jednak, że gdyby nowego Ojca św. mieli wybierać wyłącznie Polacy i Niemcy, kardynał Ratzinger prawdopodobnie nie zostałby papieżem. Dopiero podczas pierwszej wizyty w Polsce papież zawładnął całkowicie sercami Polaków i został niezwykle gorąco przyjęty. Nie poddała się tej atmosferze dziennikarka niemieckiej telewizji. Kiedy rozmawialiśmy w Krakowie, wciąż mnie pytała o konserwatyzm i „pancerność” niemieckiego papieża. Chciała mi narzucić swoją wizję Benedykta XVI. W końcu ostro zaoponowałem. Telewizja tego nie pokazała.

Czy kiedy przyjaciel zostaje papieżem, przyjaźń się kończy? Niekoniecznie, ponieważ Benedykt XVI pozostał sobą. Z teologami, których dobrze znał przed wyborem na papieża, jest nadal na ty. Kiedy spotkałem się z nim po raz pierwszy po konklawe – w Kolonii – chciałem złożyć mu hołd należny papieżowi. Kiedy zdjąłem piuskę i przyklęknąłem, Ojciec św. podniósł mnie i zaproponował, by wszystko pozostało po dawnemu. Potwierdziło się to podczas spotkania z nim w czasie pierwszej wizyty „u progów apostolskich”. Rozmawialiśmy długo i bardzo serdecznie…

Papież Benedykt XVI w "fabryce śmierci"

- Byłem naocznym świadkiem obecności papieża Benedykta XVI w celi św. Maksymiliana Kolbego w Auschwitz i w obozie Birkenau. Każde odwiedziny w obozie koncentracyjnym są trudne. Bo przywodzą na pamięć najokrutniejsze ludzkie zbrodnie i każą nam patrzeć na to zło, które drzemie w człowieku. Pamiętam, jak wstrząśnięty czytałem na Majdanku napis: Ludzie ludziom zgotowali ten los.

- Jako pierwszy papież do Oświęcimia, do tej fabryki mordu i śmierci przyjechał Jan Paweł II, ale jego przyjazd był łatwiejszy, bo należał do narodu ofiar. Benedykt XVI należy do narodu, który stworzył Auschwitz, więc obecność tam miała szczególne znaczenie nie tylko dla samego papieża, ale i dla wymowy jego pielgrzymki do Polski. Wszyscy ludzie dobrej woli odczytali całe jego zachowanie w jeden sposób. Bardziej godnie, wymownie, szlachetnie i jednoznacznie nie można się było zachować.

- Cała postawa papieża szła w tę stronę, by na zbrodnie, i fabrykę śmierci popatrzeć z perspektywy wiary. Nie oceniał jej z pozycji politycznej ani ideologicznej, ale z perspektywy chrześcijańskiej wiary. Papież pytał wprost: Gdzie był wtedy Bóg, gdy działy się te okrucieństwa? I odpowiadał jednoznacznie: Bóg był wtedy na krzyżu. A skoro tak, to inne odpowiedzi stały się zbędne.

- To było za mało przede wszystkim dla polityków, dla ideologów, dla których ekspresje wiary nie mają wielkiego znaczenia. To oni domagali się nazwania po imieniu niemieckiej odpowiedzialności za Holokaust. A Benedykt XVI, przyznając się bez żadnej osłony do swej przynależności do narodu, który holokaust zgotował, nie wdawał się w żadne próby uogólniające ten problem, nie próbował jej ideologicznie tłumaczyć. Nazwał ją po imieniu i spojrzał na nią wyłącznie w perspektywie tego, co dzieje się pomiędzy człowiekiem i Bogiem.

- I właśnie w tej perspektywie pokazał całą przerażającą prawdę o Zagładzie. Jeśli bowiem Bóg był wtedy na krzyżu, to nie ma większej zbrodni niż zabić Boga. Przekreślając ludzką godność, godność osób stworzonych przecież na Jego podobieństwo, sprawcy tej zbrodni na nowo krzyżowali Boga. I trzeba przyznać, że polskie komentarze do papieskiej homilii były pełne zrozumienia jego intencji. Usiłowano wczuć się w sytuację Benedykta XVI i jego intencję, by nie objaśniać, nie tłumaczyć zbrodni, która nie jest do wytłumaczenia. Można ją tylko integralnie zobaczyć i pokazać innym, i to właśnie Ojciec Święty próbował zrobić.

Niezwykłe rozmowy

- Kiedy papież Niemiec spotkał się z byłymi więźniami, byłem na tyle blisko, że docierały do mnie fragmenty tych rozmów. Wielkie wrażenie robił fakt, iż byli więźniowie, z wyjątkiem kilku, którzy konwersowali z papieżem po angielsku, z własnej woli podjęli z nim dialog po niemiecku. To było ogromnie wzruszające, bo z pewnością mówienie w języku dawnych prześladowców było dla nich szczególnie trudne. A Ojciec św. z wielkim wyczuciem i taktem żadnej z tych rozmów nie rozpoczynał jako pierwszy. Czekał na pierwsze zdanie swego rozmówcy. A potem z każdym z nich choć kilka słów zamienił.

- Ludzie dobrej woli od razu zauważyli, że to było ze strony papieża bardzo szczere, nieudawane. On zresztą nie jest człowiekiem, który dobrze się czuje w przestrzeni symboli, znaków, gestów. Nie umie ich wykorzystywać. Człowiekiem symbolu i gestu był z pewnością Jan Paweł II. Benedykt XVI jest człowiekiem słowa. Kiedy mówi, jest niesłychanie precyzyjny. U niego każde słowo się liczy, żadnego nie wypowiada na wiatr. Dla niego głębinowym wyrazem stosunku do rzeczywistości i wyrazem uczuć jest słowo. I to się ujawniło także w Auschwitz.

- Oczywiście, Jan Paweł II też słów na wiatr nie rzucał, ale nie był aż tak dbały o precyzję. A Joseph Ratzinger jest filozofem, myślicielem, człowiekiem słowa i wtedy, gdy mówi, potrafi sprostać największym filozofom naszych czasów z Habermasem na czele.

Wspomnienia i refleksje abpa Alfonsa Nossola o papieżu Benedykcie XVI pochodzą z rozdziału „Przyjaciel dwóch papieży” zawartego w książce Krzysztofa Zyzika i Krzysztofa Ogioldy „Arcybiskup Nossol. Miałem szczęście w miłości” oraz „Niemiec Polakowi bratem?” z tomu „Arcybiskup Nossol. Radość jednania”.

Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!


Podziel się
Oceń

Komentarze
ReklamaSkład Opału
ReklamaHeimat
ReklamaMaxima - grudzień
ReklamaHelios
ReklamaOptyk Ptak 1197
ReklamaRe-gat
zachmurzenie duże

Temperatura: 24°CMiasto: Strzelce Opolskie

Ciśnienie: 1009 hPa
Wiatr: 7 km/h

Ostatnie komentarze
J Autor komentarza: MieszkaniecTreść komentarza: OSP Fosowskie jest jedyną atrakcją dla dzieci w Fosowskiem.Dziękujemy OSP Fosowskie i życzymy dużo sukcesów.Data dodania komentarza: 16.04.2024, 11:56Źródło komentarza: Chętnych do Drużyn Pożarniczych nie brakuje J Autor komentarza: MieszkaniecTreść komentarza: Pani Baryga, nie ma szkoły podstawowej w Staniszczach Wielkich.Proszę nie wprowadzać w błąd czytelników Strzelca Oplskiego. Proszę się dokładnie dowiedzieć gdzie ta szkoła się znajduje.Data dodania komentarza: 25.03.2024, 18:43Źródło komentarza: Młodzież recytowała poezję po niemiecku J Autor komentarza: JanTreść komentarza: Jaka praca taka płaca.Data dodania komentarza: 14.03.2024, 10:51Źródło komentarza: Coraz mniej chętnych na radnych. Bo się to nie opłaca S Autor komentarza: AdamTreść komentarza: No ciekawe. Niech pokażą te plany.Data dodania komentarza: 05.03.2024, 12:59Źródło komentarza: Ul. Mickiewicza w Zawadzkiem będzie remontowana jeszcze w tym roku J Autor komentarza: JanTreść komentarza: Dokładne miejsce pożaru to dzielnica FosowskieData dodania komentarza: 26.02.2024, 18:35Źródło komentarza: Uratował seniora przed ogniem. Dzielnicowy z Kolonowskiego z ważnym odznaczeniem K Autor komentarza: TommyTreść komentarza: Miasto się wyludnia nie przez brak pracy. Miasto się wyludnia bo w tym mieście nie ma co robić po pracy. Tylko markety, apteki i mini galerie handlowe.Data dodania komentarza: 23.02.2024, 19:55Źródło komentarza: Wybory 2024. Jan Wróblewski po 10 latach robi drugie podejście do władzy
Reklama