Głucho wszędzie…
Z pewnością pamiętamy ze szkoły, a najstarsi może nawet z osobistego doświadczenia, zamieszanie, jakie wybuchło w kraju w głębokim PRL, gdy na deskach Teatru Narodowego Kazimierz Dejmek wystawił „Dziady” Adama Mickiewicza. Nie tyle o sam spektakl chodzi, co o jedną z części mickiewiczowskiego dramatu, w której opisuje on prasłowiańskie obrzędy. Czym one były? Dziady to święto, które było obchodzone na przełomie października i listopada. Słowo to było używane przez ludy zamieszkujące tereny dzisiejszej Białorusi, Polesia, Rosji i Ukrainy (generalnie Słowianie wschodni). Swojskie „zaduszki” jest wyrażeniem tożsamym.
Przełom miesięcy
Zdradzę, że długo szukałem powodu, dla którego ta ludowa uroczystość obchodzona jest właśnie w tym czasie. Gdzieniegdzie znajdowałem sformułowania, że są to dni, w „których granica między światem żywych i zmarłych jest najcieńsza”. Super. Ale odpowiedź w ogóle nie satysfakcjonująca, bo ciągle są w tym „pomieszczeniu” drzwi, przez które aż się prosi, aby przejść. Dowiedziałem się, że na pewno zmarłych wspominano kilka razy do roku. Najpopularniejszym czasem do takich celebracji był początek maja i przełom jesiennych miesięcy. Z czasem dominantę zyskała jednak jesień. I wydaje mi się to naturalną okolicznością – wszyscy jesteśmy przecież świadkami obumierania przyrody, stopniowo spowalniającej swój rytm.
Na święto przygotowywano to, co mogłoby pomóc bliskim zmarłym odnaleźć pokój w zaświatach. Miały im w tym pomóc uczty odbywające się bądź na cmentarzu, bądź w domu. Żadnym nietaktem nie było upuszczanie jedzenia na ziemię, gdyż miało to zostać dla zmarłych. To tak, jak dzisiaj czasem ukradkiem dokarmiamy psa, który spogląda na nas spod stołu licząc na ochłapy.
Zapal ogień dla tych…
Okazuje się również, że i nasz zwyczaj zapalania zniczy jest pozostałością po zamierzchłych zwyczajach. Bowiem stałą praktyką było rozpalanie ognisk na rozdrożach. Praktykujący to wierzyli, że w ten sposób będą wskazywali drogę duszom najbliższych zmarłych. Kładziono też nacisk na to, by tej nocy było napalone w piecach. Wierzono, że ten ogień uniemożliwia też duszom zmarłych nagle, ale i demonom, wejście w nasz świat w celu szkodzenia ludziom. Ciekawe, przecież dzieci też nie chcą zasypiać w ciemności – dlatego wołają o zapalenie światła. To jest prawdziwy archetyp współczesnych zniczy.
W jednym z opracowań napotkałem ciekawą wzmiankę o jednym z naszych wigilijnych zwyczajów. Chyba w każdym domu przygotowujemy miejsce dla wędrowca, który mógłby zasiąść z nami do wigilijnego stołu. Otóż sugeruje się, że to miejsce nie jest wcale dla konkretnego człowieka, ale dla zmarłych przodków. Chrześcijaństwu udało się zachęcić wiernych do zmiany i gotowości do aktu miłosierdzia wobec ciała. Swoją drogą, ciekawe czy rzeczywiście przyjęlibyśmy kogoś zbłąkanego do naszej wspólnoty, czy jedynie obłudnie powtarzamy zwyczaje przodków?
Słowianie, jak i inne kultury, traktują zmarłych bardzo poważnie. Wierzyli, że po śmierci dusze mogły przybierać obraz człowieka taki, jaki był za życia. Pokładano nadzieję, że można nawiązać z nimi kontakt w czasie okolicznościowych uczt, gdy składano ofiary i zanoszono modły. Różnie je nazywano – jedni mówili o tyrżnie, inni o strawie. Nawet dzisiaj wiele z tych przekonań jest żywych. Całkiem niedawno słyszałem jak jedni opowiadali o duchach księży, którzy w Zaduszki o północy stają przy ołtarzach do nabożeństw.
Marks byłby dumny
Przejdźmy jednak do istoty rzeczy. Z pełnią szczerości napiszę, że z ogromnym zażenowaniem widzę i słyszę… to, co George Orwell opisał w książce „Rok 1984”. Ukuł on tam pojęcie nowomowy. Słownik języka polskiego definiuje to słowo w sposób następujący: język władzy i kontrolowanych przez nią środków przekazu w państwach totalitarnych, służący do manipulowania ludźmi i nastrojami społecznymi.
Co jest tą nowomową? Termin „Święto Zmarłych”. Jakie święto? Dlaczego wśród ludzi, którzy czerpią z kultury judeochrześcijańskiej, ludzi mających za fundament tysiącletni dorobek chrześcijan, używa się marksistowskiej terminologii? Z idei, która chce naszej szkody, bo odcięcia od korzeni. Będąc w miejscu, w jakim jesteśmy, możemy być bliżsi cnoty pokory, tzn. znajomości własnej wartości i położenia w kosmosie.
Odnówmy święto
W ogóle tak wiele kłamstwa wprowadziliśmy do chrześcijańskiego świata. W seminarium jeden z przełożonych zwracał nam uwagę, że w rocznicę urodzin powinniśmy okazać raczej wdzięczność naszym rodzicom. Bo to oni nas poczęli i zrodzili, żadna nasza w tym zasługa. Dlatego w większości Polski obchodzi się imieniny, jako osobisty dzień patronalny. Tak, na ten przykład, świętują moi rodzice. To jest normalne, że świętuje się imieniny, czyli dzień wspomnienia tego imiennika w liturgii Kościoła. Są też odpusty – wielkie i wspaniałe uroczystości parafialne.
Przyczyna nieoczywista
Dlaczego więc we Wszystkich Świętych zamiast urządzać spotkania towarzyskie, te imieniny, to urządzamy swego rodzaju stypy? Dlaczego zamiast cieszyć się i fetować naszych osobistych patronów, to zapominamy o tym? Być może dlatego, że tak pokierowało nami tempo życia i obowiązków. To ten właśnie dzień jest wolny od pracy. A skoro tak, to… odwiedzamy groby naszych zmarłych. Bo przecież wtedy mamy na to czas. A Kościół sam się do tego przyczynił, skoro tego właśnie dnia idziemy w procesjach po cmentarzach, modląc się za tymi, którzy tam czekają na zmartwychwstanie.
Uroczystość Wszystkich Świętych jest tym dniem, w którym zbieramy w jedną całość tych wszystkich, którzy zwyciężyli. Wygrali życie. Wielu z nich znamy z imienia, wysłuchiwaliśmy historii ich życia. Ale jeszcze bardziej cieszymy się tymi, którzy nie mieli okazji zasłynąć ze spektakularnej śmierci, perorowania przed silniejszym oprawcą, bogatych krewnych, którzy opowiadaliby o rozmaitych dokonaniach. Wszystkich Świętych, którzy byli cichymi, a jednocześnie ogromnymi siłaczami.
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze