Co zrobić, aby bycie razem przy świątecznym stole nie zamieniło się w rodzinną awanturę? Na ten temat rozmawiamy z Grażyną Górską, mediatorem, mentorem i trenerem.
- Najprościej nie rozmawiać o tym wcale. Wiele rodzin przyjmuje taką strategię, że nie porusza tematów drażliwych przy świątecznym stole. Zapewne jest to podyktowane obawą, że ta rozmowa przyniesie więcej złego niż dobrego, że może niepotrzebnie popsuć świąteczną atmosferę i radość bycia razem. Albo po prostu wychodzą z założenia, że jest tyle innych tematów, o których warto porozmawiać, obejrzeć rodzinne zdjęcia i pamiątki, podzielić się planami na przyszłość - mówi mentorka. - Ale kiedy już chcemy o tym rozmawiać, to ważne, żeby rozmowa przebiegała w taki sposób, by każdy miał przestrzeń na spokojną komunikację, na zabranie głosu, wypowiedzenie swojego zdania, podzielenie się swoimi spostrzeżeniami i przemyśleniami z poczuciem, że jest słuchany, z poczuciem poszanowania.
Co jest najtrudniejsze w takich rozmowach?
- Niewątpliwie to, że bardzo często biorą górę emocje i przestajemy siebie słuchać. W pewnym momencie pojawia się rywalizacja o to, kto ma rację, kto pokona rozmówcę, udowodni mu, że się myli. Jakże często pojawiają się przy tym błędy komunikacyjne, które dolewają oliwy do ognia, takie jak: generalizowanie, obwinianie, krytykowanie, porównywanie, ośmieszanie. To wszystko nie sprzyja spokojnej rozmowie i podsyca spór.
Czy wtedy nie ma szans na porozumienie?
- Oczywiście są, ale jest to trudne. Nasze przekonania z czegoś wynikają. Mamy swoje wartości, światopogląd, nasz "moralny kręgosłup", coś co jest dla nas ważne, z czego nie zrezygnujemy, za co wiele jesteśmy w stanie poświęcić. Z tych powodów cel rozmowy, jakim jest przekonanie drugiej strony do własnych racji, jest niemożliwy do osiągnięcia. A z reguły taki chcemy osiągnąć: udowodnić drugiej stronie, że to my mamy rację. I nawet jeśli tak rzeczywiście jest, to nasz rozmówca często może się do tego nie przyznać, po prostu z własnej dumy, chęci wyjścia z twarzą, z tego, że sam się wstydzi swojej pomyłki.
Jak się wówczas zachować? Co zrobić?
- Zmienić cel rozmowy jako przestrzeń do tego, aby każdy mógł w szacunku i spokoju podzielić się swoimi przemyśleniami, doświadczeniami, pomysłami (bo pomysłów na rozwiązanie sytuacji mamy wiele), ale z takim założeniem, że każdy ma prawo mieć swoje zdanie, że nasze zdania mogą być inne, odmienne, że nie musimy się ze sobą zgadzać. Żeby każdy miał poczucie, że odmienne zdanie wynika z tego, że jesteśmy różni, i to jest w porządku. I mimo że się nie zgadzamy w jednej bądź nawet kilku kwestiach, to szanujemy siebie jako ludzi, tym bardziej jako członków rodziny.
Celem rozmowy powinno być nienarzucanie swoich poglądów innym, ale chęć posłuchania tego, co inni o tym sądzą, jak oceniają, co uważają. Jeżeli będziemy pilnowali tych zasad, swoich emocji i uczuć (złości, irytacji, gniewu), a przede wszystkim szanowali siebie i swoją odmienność, dając sobie prawo do tego, że każdy może mieć inne zdanie, to możemy rozmawiać o najtrudniejszych sprawach, bo te rozmowy będą konstruktywne. Mogą nas ubogacić, pokazać inne punkty widzenia, otworzyć na argumenty drugiej strony.
Często też, kiedy wychodzi na jaw, że mamy inne zdania na temat polityki, pandemii czy kwestii uchodźców, warto pomyśleć, co mamy wspólne, co nas łączy, w czym się zgadzamy. Uświadamia to nam, że mimo tych różnic w wielu innych kwestiach jesteśmy podobni, myślimy tak samo, zgadzamy się. Najczęściej podkreślamy bowiem różnice i to, co nas dzieli, zapominając, że przecież tak wiele mamy wspólnego, podobnego. Warto skupić się na podobieństwach, a nie różnicach - zachęca mediatorka.












Komentarze