O tym kim jesteśmy i jaka jest wartość naszego życia nie decyduje ile masz nóg i rąk, ale to jakim jesteś człowiekiem. - to słowa Jana Meli, który jako 13 latek, w 2002 roku, stracił w wypadku rękę i nogę. W wieku 15 lat, razem z podróżnikiem Markiem Kamińskim, zdobył dwa bieguny Ziemi, jako najmłodszy w historii i pierwsza osoba z niepełnosprawnością. W następnych latach odbył kolejne wyprawy: w 2008 roku na najwyższy szczyt Afryki - Kilimandżaro, rok później na Elbrus, najwyższy szczyt Kaukazu. Towarzyszyli mu niewidomy od urodzenia Łukasz Żelichowski i Piotr Pogon, walczący z nowotworem. Przebiegł też nowojorski maraton, wziął udział w programie „Taniec z gwiazdami”...
Jego droga do samoakceptacji, pokonania traumy kalectwa była bolesna, ale w końcu zwycięska. Teraz dzieli się swoimi doświadczeniami, motywuje innych, by wbrew swoim ograniczeniom, uwierzyli w siebie i by pomagali innym. Spotyka się z uczniami, bezdomnymi, osadzonymi w więzieniach, chorymi w szpitalach, z każdym, kto chce słuchać...
10 lat temu założył fundację „Poza horyzonty”. Pomaga ona osobom po amputacjach kończyn zdobyć nowoczesne protezy. Jak jednak przyznaje Mela, najważniejsze w pomaganiu jest nie to, by wypełnić komuś nogawkę spodni lub rękaw protezą, ale żeby dać mu odczuć, że jest wartościowym. - Dobrem można się dzielić na różne sposoby - przekonuje Mela. - Jestem tym, kim jestem, dzięki innym - podkreślał wielokrotnie.
Opolskie Centrum Wspierania Inicjatyw Pozarządowych 7 września zorganizowało w Opolu spotkanie z Janem Melą pt. „Warto być wolontariuszem”.
- Opowiedział nam o swoich dokonaniach i zachęcił do pomagania, podpowiadał też jak to robić - dzieli się wrażeniami nauczycielka ze szkoły podstawowej w Krośnicy Edyta Bieniek. W spotkaniu uczestniczyły też uczennice tej szkoły Shalin Richter i Julia Jagusz.
- Jasiu był w naszym wieku kiedy stracił rękę i nogę. Nie mogę sobie wyobrazić jak to jest, że z dnia na dzień nie masz kończyn! Pokonał wiele przeciwności, wziął udział w tak ekstremalnych wyprawach.... Ile go to kosztowało wyrzeczeń i poświęcenia... A my ludzie zdrowi narzekamy, że nam się nie chce - mówi Shalin. - Aby osiągnąć cel potrzeba wytrwałości i odwagi, przekroczyć pewne granice komfortu. Dowiedziałam się, że wolontariat powinien być długoterminowy i relacyjny - oparty na wzajemnym zaufaniu i partnerstwie. Ważne, aby nie wmawiać sobie, że nie nadajemy się do takiej czy innej pracy, pomocy.
- Trzeba doceniać, to co się ma, nie narzekać i umieć współpracować, być otwartym na drugiego człowieka, na zmiany - dodaje Julia. - Podziwiam Melę za to, co osiągnął i za to co robi teraz.
Wsparcie w trudnych sytuacjach ma być inspirujące, zachęcać do działania, do wyjścia z kryzysu.. Osoby potrzebujące nie chcą litości, chcą potwierdzenia, że są coś warte, że mogą więcej.
- Nie ma takiej trudności, której nie da się pokonać, a „kalectwo” tak naprawdę tkwi w każdym z nas, w naszych ograniczeniach, które bywają częściej w głowie niż w ciele - twierdzi Mela.
W Krośnicy działa koło wolontariatu. Skupia 24 uczniów. Podejmują oni wyzwania na miarę swoich możliwości: robią kartki okolicznościowe, np. dla hospicjum, zbierają dary dla potrzebujących (włączają się np. w akcję Góra grosza), pomagają osobom starszym np. w odśnieżaniu, czy robieniu zakupów, w święta roznoszą seniorom robione przez siebie pierniki, pomagają w świetlicy etc.
- Na razie uczą się empatii, zwracania uwagi na kogoś, kto jest bardziej poszkodowany, kto słabiej od nas sobie radzi - mówi nauczycielka. - W przyszłości może to zaowocować większymi działaniami - pracą w fundacji, czy jakimś ośrodku wsparcia. Ale najważniejsze, by młodzi ludzie nauczyli się, że nikt nie powinien pozostać sam ze swoimi problemami, że każde niepowodzenie może prowadzić do pozytywnej zmiany. Wiele zależy od nas samych.
Takie spotkania, jak to z Janem Melą, dodają wiatru w żagle, dzięki nim rodzą się nowe pomysły.












Komentarze