But obtarł jej piętę. Wyraźna czerwona smuga zakażenia szła w górę nogi. Zielarz nałożył papkę z ziół i kazał okład zdjąć po kilku dniach. Po zdjęciu okładu po zakażeniu nie było śladu. Pytałam kiedyś rodzinę zielarza, czy ostały się jakieś zapiski z jego wiedzy. Niestety wraz z nim odeszła też wiedza o ziołolecznictwie, przekazywana ustnie z pokolenia na pokolenie.
Aż tu nagle w Opolskiej Bibliotece Cyfrowej trafiam na niesamowity artykuł o górnośląskim ziołolecznictwie. Oto jego tłumaczenie:
O górnośląskich pasterzach-znachorach
Na Górnym Śląsku dawniej, zwłaszcza na wioskach, w przypadku choroby nie zwracano się o pomoc do lekarza, lecz udawano się do pasterza. Pasterze cieszyli się większym zaufaniem wśród ludu niż wykształceni lekarze i dlatego mieli więcej pacjentów. Pod koniec lat 70. XIX wieku w Bierawie w powiecie kozielskim mieszkał taki "cudotwórca”, którego sława wykraczała daleko poza granice Górnego Śląska, a do którego pielgrzymowali pacjenci nawet z Moraw, Polski i Austriackiego Śląska.
Osobiste stawienie się chorego nie było jednak u niego konieczne, gdyż rozpoznawał on rodzaj choroby z moczu i przepisywał odpowiednie środki lecznicze. Mocz przynoszono mu w małych szklanych buteleczkach, a w rowie przed jego domem gromadził się znaczny stos wyrzuconych butelek.
Niemal równie sławny jak ten pasterz z Bierawy był jego brat w Rudzie, znany wśród ludzi jako "Stary pasterz z Rudy”. Obaj byli z zawodu pasterzami, ale po tym, jak ich dominialna zwierzchność zrezygnowała z hodowli owiec, zwrócili się ku "sztuce leczniczej”. Nie ograniczali się w swojej praktyce do określonego obszaru, lecz leczyli wszelkie dolegliwości i choroby u ludzi i zwierząt.
Każdy z nich miał własną metodę leczenia. Podczas gdy pasterz z Bierawy otaczał się tajemniczą aurą, jego kolega z Rudy witał swoich gości najpierw solidną moralną nauczką, ganiąc ich za złe prowadzenie się. Po tym jak wyjaśnił pacjentowi swoje stanowisko, zgadzał się na obejrzenie moczu przyniesionego w małej szklanej buteleczce i na tej podstawie podejmował swoje decyzje.
Lekarstwa, które gotował w miedzianym kociołku na piecu z dwunastu różnych składników, głównie z ziół i korzeni, zwykł nalewać do opróżnionych buteleczek po moczu. Płyn był w pewnym sensie "uniwersalnym eliksirem” przeciw wszelkim możliwym chorobom i dolegliwościom. Nie pobierał opłat za swoje porady, jednak jego liczni wdzięczni pacjenci obdarowywali go tak hojnie, że mógł z tego żyć i wspierać swoją rodzinę.
Syn pasterza z Rudy praktykował swoje lecznictwo w Żernikach koło Gliwic, jednak nie zdobył takiej sławy, jaką mieli jego ojciec i wuj.
W tej samej miejscowości żył również inny uzdrowiciel, znany wśród ludzi jako "wróż” (oryginalna pisownia w języku śląskim), którego specjalnością było "zaklinanie” chorób tarczycy i oczu. Nazywano ten proceder po śląsku "łuska zażegnować”. W tym celu pacjenci musieli zgłaszać się do niego wcześnie przed wschodem słońca, a on zwrócony twarzą na wschód nakładał dłonie na czubek głowy pacjenta, recytowanie zaklęcia i przeprowadzał rytuał.
Słynny pasterz praktykował też w Jemielnicy, wsi w powiecie Strzelce Opolskie, znanej z klasztoru cystersów. Stosował również metodę rozpoznawania chorób z moczu, jednak sam nie przygotowywał leków, lecz wystawiał recepty i wysyłał pacjentów do apteki.
W Chałupkach (Annaberg) w powiecie raciborskim, w latach 80. XIX wieku mieszkał pasterz, który po zlikwidowaniu hodowli owiec w tamtejszym dominium również stał się "doktorem”; miał swoje mieszkanie w starym zamku Rothschildów.
Dzięki swojej działalności jako praktykujący pasterz zdobył wiele umiejętności w leczeniu chorób wewnętrznych. Z daleka przybywali do niego ludzie, a przy długotrwałych chorobach wynajmowali nawet umeblowane pokoje w wiosce. W latach 80. XIX wieku bogata dama z Wiednia przebywała u chałupskiego "doktora”, miała chorobę wewnętrzną, a jej 10-letni syn miał złamaną nogę. Oboje zostali wyleczeni. Innym razem bogata dama z Alzacji przybyła do Chałupek, aby zostać wyleczoną przez "cudotwórcę” - jej również pomógł. W każdym razie ten pasterz miał wiele sukcesów leczniczych. Szczególnie dobrze radził sobie ze złamaniami kości. Młodsza dama przyszła do niego z krzywo zrośniętą nogą. Bez większego ceregieli, silny mężczyzna złamał nogę ponownie i wyprostował ją. Kiedy dama krzyczała z bólu, "doktor” uśmiechając się powiedział: "Czemu krzyczysz, już po wszystkim”. O tym człowieku opowiadano wiele dowcipnych historii.
W latach 90. XIX wieku w Pietrowicach Wielkich w powiecie raciborskim był również "cudotwórca”; chociaż był byłym pasterzem, leczył bardziej na sposób słynnego wtedy "doktora Asta”, zazwyczaj na podstawie badania moczu. Miał wielu pacjentów.
Nieprawdziwe i niesprawiedliwe byłoby nazywanie tych mężczyzn świadomymi szarlatanami. Nic bardziej mylnego. Działali w najlepszej wierze, aby pomóc swoim cierpiącym bliźnim, każdy na swój sposób.
Ich metody leczenia
Chociaż pasterze-znachorzy przez dziesięciolecia wykonywali swoją praktykę, żaden z nich nie osiągnął znaczącego sukcesu finansowego, jak ich kolega Ast w Radbruch w Westfalii. Ich apteczka zawierała zazwyczaj tylko niewielką liczbę różnych roślinnych leków oraz produktów pochodzenia zwierzęcego i mineralnego. Dlatego warto przyjrzeć się "apteczce” takiego górnośląskiego uzdrowiciela.
Na pierwszym miejscu należy wspomnieć o glinie, która była używana do różnych okładów (przy oparzeniach, użądleniach przez pszczoły i osy). Jako uniwersalny lek na ból stawów, dnę moczanową i reumatyzm stosowano maść z żywicy, smoły i wosku. Taka maść była rozsmarowywana na żółtym papierze słomianym, którym owijano bolące miejsca. W przypadku bólu gardła i zapalenia migdałków stosowano okład z gniazd jaskółczych, które były duszone w garnku z tłuszczem.
Stosowano także okłady z boczku i rozgrzanej soli kuchennej. Przy zapaleniu opłucnej postępowano następująco: kawałek wędzonego boczku był zapalany, a spadający, płonący tłuszcz zbierano do naczynia z gorącym mlekiem. Mieszankę mleka i spalającego się tłuszczu choremu podawano do picia tak gorącą, jak tylko było to możliwe. To lekarstwo miało pomagać nawet w beznadziejnych przypadkach, gdy pacjent został już uznany przez lekarzy za nieuleczalnego.
Wśród mieszkańców Zabrza nadal powszechnie stosuje się szpik kostny pochodzący z mocnych kości udowych konia (na Górnym Śląsku nazywa się go powszechnie "Marks”) jako jedyny skuteczny środek do smarowania przy reumatyzmie i bólach stawów.
Tłuszcz z zająca jest od dawna znanym i popularnym domowym środkiem na wrzody, stosuje się go na rany ropiejące, służy także do usuwania wbitych pod skórę drzazg i kolców. Kłusownicy i myśliwi używali go do leczenia ran postrzałowych, które często doznawali podczas wykonywania swojego nocnego rzemiosła od strażników leśnych.
Łój wołowy stosowany jest przy obtarciach stóp i do nakładania na mocno krwawiące rany. W przypadku stłuczeń i zwichnięć stosuje się okład z korzeni żywokostu (Symphytum officinale L.) duszonych w tłuszczu. Na kaszel i nieżytowe choroby dróg oddechowych spożywa się sok wyciśnięty z duszonej cebuli z cukrem kandyzowanym.
Również herbata przygotowana z kwiatostanów owsa lub słomy owsianej działa dobrze w takich przypadkach. W stanach wyczerpania, gruźlicy itp. pasterze zalecają herbatę lub wywar z nasion konopi lub lnu, a także z żyta, jako napój podtrzymujący życie.
Inne ludowe środki lecznicze
Pieczone całe cebule, przykładane do podeszew stóp, pomagają natychmiast nawet na najgorszy katar. Dzieci cierpiące na wycieńczenie powinny być kąpane w wywarze z korzeni tataraku i łodyg świerząbka korzennego (Chaerophyllum aromaticum). Macierzanka, kwiaty malwy i młode pędy sosny odgrywają ważną rolę w ludowej medycynie. Podobnie lubczyk, wrotycz maruna, rumian rzymski i rumianek pospolity są wszechstronnie stosowane. Szałwia, mięta pieprzowa, centuria, żankiel, bluszczyk kurdybanek, bobrek trójlistkowy, przetacznik leśny, dziewanna, waleriana, przestęp, oman, krwawnik, wrotycz pospolity, bylica piołun, bylica pospolita, podbiał pospolity, nagietek, pięciornik gęsi, pięciornik kurze ziele lub skrzyp polny stanowią główną część ziół leczniczych sprzedawanych przez zielarki na górnośląskich rynkach. Do ochrony przed chorobami zakaźnymi żuje się niebieskie jagody jałowca pospolitego.
Rozgniecione liście babki szerokolistnej z niezmiennym powodzeniem stosuje się na trudno gojące się rany i wrzody. Do tego samego celu stosuje się świeże, lepkie liście czarnej olszy.
Herbata z liści brzozy białej znana jest od dawna jako skuteczny środek moczopędny, a zatem jako środek leczniczy na obrzęki. Podobne działanie przypisuje się także skrzypowi polnemu.
Szczególnie cenionym środkiem leczniczym przeciw chorobom płuc i padaczce jest od dawna jemioła pasożytująca na różnych gatunkach drzew, zwłaszcza na topolach i jabłoniach.
Z grzybów jedynie sromotnik smrodliwy ceniony jest jako niezrównany środek leczniczy na dnę moczanową i reumatyzm. Półpasiec leczony jest przez okadzanie dymem z łupin orzecha włoskiego i suszonych płatków kwiatu róży stulistnej.
U różnych uczestników procesji pielgrzymkowych, które powracały z Annabergu do Wójtowej Wsi i Ostropy k. Gliwic, widziano pęczki pospolitych górnośląskich ziół leczniczych, takich jak dziewięćsił. Ta roślina jest używana przez ludność wiejską jako środek leczniczy do obkadzania na choroby zwierząt, zwłaszcza na paraliż lędźwiowy (w języku śląskim zwany "postrzół”) u krów i choroby zołzy u koni.
Warto również wspomnieć o tajemniczym grzybie zwanym Teekwass, propagowanym jako środek leczniczy na siedemnaście różnych chorób, który zdobywa coraz większą popularność również na Górnym Śląsku. Teekwass nie jest jednolitym organizmem, lecz symbiotycznym związkiem bakterii Bacterium xilinum i drożdży. Ten grzyb ma galaretowatą, nieapetyczną konsystencję, przypominającą zmiażdżoną ostrygę. Zostaje umieszczony w naparze z herbaty rosyjskiej z dodatkiem około 2 łyżek cukru. Drożdże powodują fermentację, przekształcając cukier w alkohol i dwutlenek węgla. Alkohol zamieniany jest następnie przez grzyb w kwas octowy. Jak sugeruje nazwa "Teekwass”, jego stosowanie pochodzi z Dalekiego Wschodu. Rosyjscy więźniowie wojenni mieli przywieźć ten grzyb do ojczyzny po powrocie z Japonii, skąd rozprzestrzenił się przez Kongresówkę i wschodnią część Górnego Śląska, teraz dotarł również na nasz zachodni Górny Śląsk.
Na targu zielnym w Zaborzu
Kiedy niedawno wracałem wieczornym pociągiem z Gliwic do Zabrza, przy wejściu do wagonu uderzył mnie przyjemny zapach naszego prawdziwego, już bardzo rzadkiego w górnośląskim regionie przemysłowym rumianku (Matricaria Chamomilla). Na moje zdziwione pytanie o przyczynę tego przyjemnego kwiatowego zapachu, trzy starsze, pomarszczone kobiety, pasażerki wagonu, wskazały na ustawione wokół kosze, worki i pęki wypełnione różnymi ziołami i kwiatami. Opowiedziały mi, że zmuszone są zarabiać na życie handlem ziołami i kwiatami. Jednak z powodu niemal całkowitego zaniku roślinności w pobliżu fabryk i miast, muszą często odbywać dalekie podróże do okolic Koźla i Opola, aby zdobyć pożądane kwiaty i zioła lecznicze. Na przykład, duże ilości rumianku rozrzuconego w workach pochodziły z terenów portowych w Koźlu. W związku z rosnącym ruchem prozdrowotnym w postaci licznych stowarzyszeń Sebastiana Kneippa, zapotrzebowanie na zioła lecznicze na rynkach większych miast przemysłowych Górnego Śląska jest dość wysokie, a rośliny wprowadzone na rynek są szybko sprzedawane.
Wizyta u zielarek na targu w Zabrzu lub Zaborzu jest dla botanika całkowicie opłacalna i interesująca. Może on łatwo i bez trudu studiować florę różnych obszarów naszej górnośląskiej ojczyzny, mając często okazję do ciekawych i rzadkich znalezisk. Wokół dużej latarni na środku targu siedzą zielarki "á la turca” na bruku, przed sobą, na dywanach z trawy i papierze, w stosach i pęczkach posortowane są różnorodne zioła i kwiaty zebrane na polach i w lasach i oferowane na sprzedaż. Przekonując o cudownych właściwościach leczniczych różnych herbat ziołowych, udaje im się sprzedać swoje produkty "dobre na wszystkie choroby u ludzi i zwierząt” kupującym je głównie gospodyniom domowym.
W zależności od pory roku wszystko, co dostępne w lesie i na łące, zbiera się i przynosi na sprzedaż. Wczesną wiosną pojawiają się najpierw zioła do zup. Są to zwykle pierwsze delikatne pędy bluszczyka kurdybanka (Glechoma hederacea L.), który najbujniej i najmięsistszy rośnie przy płocie wiejskim, gdzie wiejskie psy zwykle zostawiają swoje wizytówki, a także podagrycznik pospolity (Aegopodium Podagraria), różne gatunki jasnoty, takie jak Lamium album, L purpureum, L. amplexicaule i L. maculatum. W większych ilościach na rynku pojawiają się żółte kwiaty podbiału pospolitego (Tussilago Farfara L.), znanego środka ludowego na kaszel i ból w klatce piersiowej. Całe sterty skrzypu polnego (Equisetum arvense i E. silvaticum) składane są tutaj i polecane jako niezrównany środek na choroby pęcherza.
Kwitnące bagno zwyczajne lub dziki rozmaryn (Ledum palustre L.) używany jest jako środek odstraszający i chroniący przed molami i szybko się sprzedaje. Podobnie jest z wrzoścem pospolitym zwanym Erika (Calluna vulgaris) i jego zerwanymi kwiatami, które są często i intensywnie kupowane jako herbata przeciwko reumatyzmowi.
Oman łąkowy (Inula britannica) i rudbekia (Rudbeckia laciniata L.) są często sprzedawane pod nazwą "arnika”. Korzenie tataraku (Acorus calamus) i łodygi świerząbka (Chaerophyllum aromaticum L.) używane są jako środki lecznicze (do przygotowania kąpieli) na wycieńczenie u małych dzieci. Z jałowca (Juniperus communis) kupuje się niebieskie jagody, a z brzozy zdarte liście i stosuje jako środki lecznicze na reumatyzm.
Jako środek na oczyszczanie krwi sprzedawane są galasy - naroślą owada szypszyńca - oraz młode liście jeżyn i truskawek. Ponadto, w zależności od pory roku lub sezonu kwitnienia, na rynku można znaleźć bukiety konwalii (Convallaria majalis), kokoryczkę wonną (Polygonatum officinale), dziurawiec (Hypericum perforatum), wilżynę (Ononis arvense), bratki (Viola tricolor), kminek (Carum Carvi), biedrzeniec anyż (Pimpinella Saxifraga), lubczyk (Levisticum officinale) i dzięgiel leśny (Angelica silvestris L.).
Do przygotowania herbaty oczyszczającej krew zachwala się liście borówki (Vaccinium myrtillus) i brusznicy (Vaccinium vitisidaea). Ponadto kupić można pierwiosnek (Primula officinalis), bobrzycę trójlistkową (Menyanthes trifoliata), centurię pospolitą (Erythraea centaurium), żywokost (Symphytarm off.), ostrzeń (Cynoglossum officinale), miodunkę plamistą (Pulmonaria officinalis), szałwię (Salvia officinalis), macierzankę (Thymus serpyllum); różne gatunki mięty, wiesiołek, babkę lancetowatą, kozłka lekarskiego, krwawnik, wrotycz, bylicę.
Oprócz szkód wyrządzonych przez masowe wyrywanie rzadkich już gatunków roślin, stosowanie tych ziół kupowanych na rynku nie jest pozbawione ryzyka dla chorych, ponieważ zielarki często sprzedają rośliny trujące, takie jak szczwół i blekot, a to jako "kminek polny” i "pietruszkę”. Dlatego zaleca się ostrożność!
Autor: Emanuel Czmok
Źródło: O ludowej medycynie Górnego Śląska
Tłumaczenie z niemieckiego: Joanna Ania Mrohs
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze