- Musieliśmy przygotować placówkę do nowych warunków, m.in. zrobić podział na grupy. Zgodnie z zaleceniami Ministerstwa Zdrowia, na jednego uczestnika zajęć muszą przypadać 4 metry kwadratowe i musi być zachowany dystans nie mniejszy niż 1,5 m, dlatego grupy są niewielkie, najczęściej po 3-4 osoby - wyjaśnia Żaneta Giemza-Jureczko, kierownik Środowiskowego Domu Samopomocy. - Rozpisaliśmy plan i pracujemy w systemie tygodniowym, czyli jeden terapeuta od poniedziałku do piątku pracuje tylko z jedną grupą, w kolejnym tygodniu następuje wymiana uczestników. Rehabilitacja ustalana jest indywidualnie, zawieszone są również niektóre zabiegi i hydroterapia - informuje.
Każda grupa zaczyna zajęcia o określonej godzinie w danej pracowni, nie można dowolnie chodzić po budynku tak jak to było przed epidemią. Salę gimnastyczną podzieliliśmy na dwie części, w jednej odbywa się rehabilitacja, a w drugiej zajęcia plastyczne. Pracownię plastyczną mamy na I piętrze, ale z uwagi na to, że przebywają tam osoby niżej funkcjonujące, ze sprzężoną niepełnosprawnością, które potrzebują przestrzeni, postanowiliśmy całe to piętro przeznaczyć dla nich - dodaje.
W Środowiskowym Domu Samopomocy nie są przeprowadzane jak do tej pory treningi kulinarne, ale uczestnicy mają zapewniony jeden ciepły posiłek w ciągu dnia. Nowa rzeczywistość ŚDS to wzmożony reżim sanitarny, dozowniki z płynem do dezynfekcji rozmieszczone po całym budynku, do placówki nie mogą wejść rodzice ani osoby postronne, podopieczni odbierani są przy wejściu, mają też mierzoną temperaturę. Pracownicy, dbając o bezpieczeństwo uczestników i swoje, korzystają m.in. z jednorazowych rękawiczek, jednorazowych fartuchów, przyłbic lub maseczek - nakazy te nie dotyczą podopiecznych.
Cieszą się z powrotu
- Jest inaczej niż było do tej pory, ale bardzo się cieszymy, że uczestnicy do nas wrócili i znowu mają możliwość korzystania z zajęć terapeutycznych i rehabilitacji. Sytuacja epidemiologiczna jest dynamiczna, mamy nadzieję, że niebawem wszystko wróci do normy - opowiada kierowniczka.
A co pracownicy domu robili, kiedy w placówce nie można było organizować zajęć? Między innymi szyli maseczki!
- Uszyliśmy blisko 2500 sztuk. Na początku włączyliśmy się w akcję "Strzelce szyją maseczki", potem szyliśmy już jako placówka. Ponad 600 sztuk przekazaliśmy do strzeleckiego szpitala, maseczki trafiły też do Ośrodka Pomocy Społecznej, Domu Pomocy Społecznej, Stowarzyszenia Pomocy Wzajemnej Barka, CKZiU, zadbaliśmy również o naszych podopiecznych i ich rodziny - wymienia Żaneta Giemza-Jureczko.
Dla osób z niepełnosprawnościami i ich opiekunów był to szczególnie trudny czas, bo z dnia na dzień zostali pozbawieni stałej aktywności i rehabilitacji, a także szerszych kontaktów społecznych czy pomocy w opiece nad osobami z wieloraką niepełnosprawnością.
- Mieliśmy z nimi stały kontakt, średnio raz w tygodniu dzwoniliśmy, żeby dowiedzieć się, jaka jest ich sytuacja zdrowotna, społeczna i emocjonalna. Staraliśmy się nieść pomoc w zgłaszanych problemach, a także utrzymać serdeczną więź z placówką w tym trudnym okresie - dodaje z uśmiechem kierowniczka.
Komentarze