Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 26 kwietnia 2024 19:41
Reklama PKW

Mosty w Moczydołach. Mieszkańcy Zawadzkiego pamiętają miejscowe przeprawy

Już za kilkanaście lat będziemy obchodzić 200-lecie powstania Zawadzkiego. Przez ten czas miejscowość miała trzy nazwy. Miała też trzy mosty. Trudno dziś znaleźć źródła o tych obiektach, lecz z opowieści i wspomnień można poskładać interesującą historię o zawadzczańskich przeprawach.
Mosty w Moczydołach. Mieszkańcy Zawadzkiego pamiętają miejscowe przeprawy

MOCZYDOŁY, ZAWADZKI I ANDREASHÜTTE

W 1836 roku hrabia Andrzej Renard założył Zawadzkiwerk, zakład składający się z ośmiu pieców fryszerskich i czterech młotowni. Jako że tak duże przedsięwzięcie nie mogło istnieć bez mieszkających w pobliżu robotników, trzeba było wybudować dla nich kwatery. Była to więc faktyczna data założenia miejscowości, bo wokół zakładu zaczęły powstawać nowe chałupy i robotnicze osiedla.

Osada powstała pośrodku niczego, nad brzegami rzeki, gdzie jeszcze niedawno jedynymi stałymi bywalcami byli leśniczy i kilku bartników. Teren był podmokły i nieprzyjazny, więc miejscowi nazywali go po prostu „Moczydoły”. Tu na polecenie hrabiego Andrzej Renarda, właściciela tych ziem, wprowadził się w 1830 roku Franz von Zawadzki i zaczął budować od podstaw nowy zakład. Osadę wkrótce zaczęto nazywać jego nazwiskiem i tak już na szczęście zostało. Mieszkaniec Zawadzkiego czułby się zapewne dziś dziwnie, gdyby musiał powiedzieć, że mieszka w Moczydołach.

Nazwa przetrwała dokładnie wiek. W roku 1936 hitlerowskie władze zmieniły ją na mniej polsko brzmiącą - Andreashütte. W tym też roku powstał betonowy most w kierunku Lublińca. Był szeroki i nowoczesny. Nie było mu jednak dane przetrwać nawet dekady.

Wybuchła wojna. Powołanie do niemieckiej armii otrzymało wielu mieszkających w Zawadzkiem mężczyzn. Jeden z nich pod koniec 1944 roku wrócił domu na krótki urlop. Każdego dnia, gdy stawiał w kalendarzu kolejny krzyżyk przybliżający dzień wyjazdu, coraz bardziej zapadał się w sobie. Nie był to typowy smutek rozstania czy strach przed śmiercią, który ludzie już nieraz widzieli w oczach wyjeżdżających. Niemcy dawno już zapomnieli o smaku zwycięstwa, wieści z frontu były coraz gorsze, a lista poległych wciąż się wydłużała. Z oczu mężczyzny zionęła autentyczna i nieskrywana rozpacz. Gdy już dzień wyjazdu był bliski - nie wytrzymał i zdradził swoją tajemnicę.

- Nie walczę na froncie - zwierzył się najbliższym. - Zostałem przydzielony do pilnowania obozu w Auschwitz. Nie macie pojęcia co tam się dzieje.

Jednak nie wrócił do obozu. Zdarzył się cud i w ostatnim momencie przyszedł rozkaz zmieniający przydział do służby na taki, jak tylko mógł wymarzyć. Zamiast obozowych zasieków miał teraz pilnować mostu w Zawadzkiem. Tuż obok swojego domu. Przydział był tak szczęśliwy, że niewielu wierzyło w przypadek. Albo miał wysoko postawionych przyjaciół, albo gruby portfel.

Nowe obowiązki nie były trudne. Każdego dnia mężczyzna ubierał się w ciepły płaszcz, zabierał broń i krążył wokół mostu, starając się wypatrzeć sabotażystów, którzy stawali się coraz realniejszym zagrożeniem. Pewnego dnia żołnierz ze służby nie wrócił. Na nic zdały się poszukiwania. Przepadł jak kamień w wodę. Władze wydały nakaz zatrzymania dezertera, ale ani w pociągach, ani na drogach nie zauważono nikogo, kto mógł pasować do rysopisu zaginionego żołnierza.

Nadszedł front. Tuż przed pojawieniem się 20 stycznia 1945 roku na ulicach Zawadzkiego sowieckich czołgów, dwaj niemieccy żołnierze wysadzali w powietrze betonowy most. Nie było już mowy o jakimś zorganizowanym oporze czy regularnym odwrocie. Po wykonaniu rozkazu pobiegli do najbliższych chat i zaczęli walić w okna i drzwi. Błagali o jakieś cywilne ubrania. Nie wiadomo, czy udało im się uniknąć najgorszego, ale niewielu było szczęściarzy, którzy przeżyli.

Fakt, że nie można było skorzystać z mostu, nie zatrzymał rosyjskiej ofensywy. Żelazny walec poszedł dalej, a do załamanej wpół betonowej przeprawy przytoczono jeden ze spalonych podczas szturmu czołgów. Maszyna pozbawiona była wieży, więc była w miarę płaska. Czołgiem wypełniono załamane przęsła, a całość sowieccy inżynierowie obudowali drewnianymi balami. Konstrukcja była tymczasowa i jak to z prowizorkami bywa - nie najgorzej się sprawowała. Po moście zaplombowanym wrakiem czołgu przejeżdżały kolejne fale pancernych maszyn.

Po bardzo surowej i długiej zimie w końcu nastały cieplejsze dni. Zaczęły ujawniać się tajemnice ukryte dotąd pod śniegiem. W lasku niedaleko mostu ktoś natknął się na trupa w niemieckim mundurze. Leżał tam od miesięcy z dziurą w głowie i pistoletem w ręku. Odnalazł się strażnik mostu. Nie wytrzymał wyrzutów sumienia i zastrzelił się przed nadejściem frontu.

LATAJĄCE AUTA

Jadąc dziś z Zawadzkiego do Lublińca, trzeba pokonać bardzo nietypową trasę. Najpierw ostry skręt w prawo, a potem jeszcze ostrzejszy w lewo. Tam, gdzie dziś jest zakręt ukryty w lesie, dawniej droga biegła prosto i łagodnie zakręcała, prowadząc na pierwszy betonowy most. Po wojnie trzeba było jakoś problem przeprawy rozwiązać, bo na czołgowej prowizorce trudno było polegać. Poprowadzono więc drogę obok starej i nad Małą Panwią wybudowano nowy most.

Był łukowaty, z drewnianą nawierzchnią i niebezpieczny. Żeby go przejechać, kierowca musiał zatrzymać się przed nim i przeprawić się na drugą stronę bardzo powoli i ostrożnie. A że fantazji w narodzie nie brakowało i nie tylko miejscowi tędy podróżowali, dochodziło do wypadków. Droga prowadząca do drewnianego mostu była przedłużeniem bardzo długiego, równie prostego odcinka biegnącego od Lublińca. Często więc kierowcy tak się na niej rozpędzali, że wjeżdżali na most z pełnym impetem...

Ponoć widok wyrzucanych jak z katapulty w powietrze wozów był wyjątkowy. Niektóre zakończyły nawet trasę na dnie rzeki. Nic dziwnego, że gdy zlikwidowano drewnianą przeprawę i zbudowano dzisiejszy most, wielu mieszkańców odetchnęło z ulgą.

Dziś można odbyć krótki spacer śladami nieistniejących mostów. Trzeba w tym celu przejechać rzekę i zatrzymać się na wspomnianym leśnym zakręcie, gdzie można bezpiecznie zaparkować. Idąc prosto, dotrzemy asfaltową drogą do urwiska z resztkami drewnianych belek. To pozostałość powojennej przeprawy.

Ciekawiej prezentuje się zakręcająca przez las szeroka droga, którą rok po roku odzyskuje przyroda, pokrywając grubą warstwą liści i gałęzi. Dojdziemy nią do solidnej betonowej konstrukcji, dającej wyobrażenie o rozmiarach przedwojennej przeprawy przez Małą Panew. Oddalona jest o około 100 metrów od drugiego mostu. Gdyby udało się przeprawić na drugi brzeg, to wyjechałoby się w Zawadzkiem ulicą Lubliniecką, która bierze swą nazwę od starej drogi prowadzącej do miasta.

***

Powyższy tekst powstał w dużej mierze na podstawie wspomnień i relacji mieszkańców Zawadzkiego.Trudno zweryfikować prawdziwość tych opowieści. Podczas redagowania artykułu natrafiłem jednak na pewną historyczną zagadkę związaną z opisywanymi mostami. Postaramy się z nią zmierzyć w następnych numerach „Strzelca Opolskiego”.


Podziel się
Oceń

Komentarze
Autochton 14.02.2022 17:16
Może chodziło o kładkę na Świerkli która była w miejscu dzisiejszej elektrowni wodnej
Smok 31.01.2022 08:46
Skąd informacja, że most ten zbudowano w 1936roku? Na niemieckich mapach z 1938 roku tego betonowego mostu nie ma. W tym czasie funkcjonował drugi most (ten, gdzie później zrobiono drewnianą prowizorkę). Czy w latach 36-39 funkcjonowały oba mosty równocześnie? Ponoć w 1939 roku była powódź i ten most zniszczyła, ale nie potrafię tej informacji zweryfikować. Czy ktoś ma więcej informacji dotyczących historii tego mostu?
R
Romuald Kubik 31.01.2022 10:48
Dziękuje za komentarz. Przygotowuję właśnie obszerny tekst na ten temat. Pozdrawiam
ReklamaSkład Opału
ReklamaHeimat
ReklamaMaxima - grudzień
ReklamaHelios
ReklamaOptyk Ptak 1197
ReklamaHospicjum2022
ReklamaRe-gat
zachmurzenie małe

Temperatura: 13°CMiasto: Strzelce Opolskie

Ciśnienie: 1011 hPa
Wiatr: 10 km/h

Ostatnie komentarze
J Autor komentarza: MieszkaniecTreść komentarza: OSP Fosowskie jest jedyną atrakcją dla dzieci w Fosowskiem.Dziękujemy OSP Fosowskie i życzymy dużo sukcesów.Data dodania komentarza: 16.04.2024, 11:56Źródło komentarza: Chętnych do Drużyn Pożarniczych nie brakuje J Autor komentarza: MieszkaniecTreść komentarza: Pani Baryga, nie ma szkoły podstawowej w Staniszczach Wielkich.Proszę nie wprowadzać w błąd czytelników Strzelca Oplskiego. Proszę się dokładnie dowiedzieć gdzie ta szkoła się znajduje.Data dodania komentarza: 25.03.2024, 18:43Źródło komentarza: Młodzież recytowała poezję po niemiecku J Autor komentarza: JanTreść komentarza: Jaka praca taka płaca.Data dodania komentarza: 14.03.2024, 10:51Źródło komentarza: Coraz mniej chętnych na radnych. Bo się to nie opłaca S Autor komentarza: AdamTreść komentarza: No ciekawe. Niech pokażą te plany.Data dodania komentarza: 05.03.2024, 12:59Źródło komentarza: Ul. Mickiewicza w Zawadzkiem będzie remontowana jeszcze w tym roku J Autor komentarza: JanTreść komentarza: Dokładne miejsce pożaru to dzielnica FosowskieData dodania komentarza: 26.02.2024, 18:35Źródło komentarza: Uratował seniora przed ogniem. Dzielnicowy z Kolonowskiego z ważnym odznaczeniem K Autor komentarza: TommyTreść komentarza: Miasto się wyludnia nie przez brak pracy. Miasto się wyludnia bo w tym mieście nie ma co robić po pracy. Tylko markety, apteki i mini galerie handlowe.Data dodania komentarza: 23.02.2024, 19:55Źródło komentarza: Wybory 2024. Jan Wróblewski po 10 latach robi drugie podejście do władzy
Reklama